Zerkam na to co mi leży na dysku i myślę, że nie wliczając tej notki, powinny się pojawić jeszcze trzy PW (ale oczywiście niczego nie obiecuję, bo to zależy od tego ile jeszcze pierwszych odcinków jestem w stanie przetrawić). Kończy się też kolejny tydzień, a więc trzeba się porządnie zabrać za robienie przesiewu – 15 wychodzących anime oglądać jednocześnie nie będę, to już nie te czasy hahaha ;p Zobaczmy, czy Comet Lucifer oraz Utawarerumono: Itsuwari no Kamen zasłużyły na pozostawienie ich na liście „watching”.
OPINIA: Anime to wypadło mi w oko już na etapie zapowiedzi, ale jednocześnie nie do końca wiedziałam czego tak naprawdę się po nim spodziewać, gdyż postanowiło połączyć elementy, które mi się zazwyczaj podobają (świat fantasy, tajemnice, intrygi, magia [no, magiczne kryształy]), z czymś za czym nie przepadam (mechy). Trzeba jednak serii przyznać, że póki co sprawia wrażenie tego lepszego odłamu gatunku i przerośnięte roboty są tu raczej narzędziami, a nie filozofią, co mnie bardzo cieszy (z oglądaniem tego typu mechów raczej nie mam problemu). Całość zaś rozpoczyna się dość normalnie – ot, nasz chłopaczek zostaje trochę wbrew wylanej woli wplątany w kłótnię między dwójką przyjaciół (choć może lepiej powiedzieć „kłótnię przedmałżeńską”, ponieważ problemem są ich rzekome zaręczyny), a po pościgu przez miasto na dziwnych pojazdach (obowiązkowo latających) wpada do Wielkiej Dziury™, gdzie fabuła zaczyna się naprawdę – boy meets girl, things happen, wiemy jak to dalej idzie. Dziewczyna nie ma o świecie zielonego pojęcia, a dodatkowo zdaje się łączyć ją dziwna więź z nietypowym mechem, który bardziej od robota przypomina myślące zwierzę, co zresztą fajnie odzwierciedla kontrast wyglądu między normalną, surową, Dwunożną Zbroją (miejscowa nazwa Gundamów ;p), a nowym, wręcz dzikim, „wynalazkiem”. Pierwszy odcinek oferuje całkiem sympatyczną grafikę, CG, oraz perspektywę na interesujący plot, zakrapia to jednak sporą ilością cliché głupot takich jak sceny rumieńców i zażenowania w momentach, kiedy życie bohaterów wisi na włosku (myślę że osobiście mało by mnie obchodziło kto mnie obejmuje, gdyby przed moimi oczami naparzały się dwa olbrzymie roboty :P), albo sugestie, iż pewnie później wcisną w to love-triangle drame (o upadku do Wielkiej Dziury™, po którym bohaterom ABSOLUTNIE NIC się nie stało nawet nie wspominam ^^”). Anime jednak bez dwóch zdań ma potencjał, jeśli skupi się na tajemniczych kryształach, podejrzanych wojskowych i magicznych zdolnościach uroczej loli, miast fundować kolejne teenage slice-of-life. Na pewno będę chciała zobaczyć więcej, ale jednocześnie zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby tę serię machnąć maratonem na koniec sezonu.
WSTĘPNA OCENA: -7
TYTUŁ: Utawarerumono: Itsuwari no Kamen
OPINIA: Nie do końca jest to seria jakiej się spodziewałam, ale bez wątpienia mamy do czynienia z jedną z lepszych propozycji jesieni! Po opisie zakładałam, że nowe Utawarerumono będzie kolejną wariacją na temat japońskiego folkloru, tymczasem wydaje mi się, że bardziej adekwatnie byłoby sklasyfikować je jako typową serię fantasy. Główny bohater z jakiegoś powodu przybywa do nowego świata pełnego monstrum i dziewcząt z kocimi uszami, zaś po byciu uratowanym od tego pierwszego przez tą drugą, rozpoczyna swoją podróż. Dodatkowo łatwo domyślić się po stroju, przypominającym to, w co ubiera się pacjentów w szpitalu, że brak wiedzy o nowej rzeczywistości, w jego przypadku wiąże się z czymś więcej niż amnezją, na którą cierpi. Haku to, swoją drogą, interesująca postać – choć jest leniwy i za grosz w nim kondycji, czy zapału do pracy (nie dziwota, skoro, jak można wywnioskować, spędził sporo czasu w szpitalnym łóżku), nadrabia to szybkim myśleniem oraz sporą inteligencją. Wydaje mi się też całkiem realistycznym przedstawieniem „człowieka naszych czasów” wrzuconego do dużo trudniejszego życia – gdyby tak kogokolwiek z nas nagle przenieść do, powiedzmy, średniowieczna, pewnie sprawialibyśmy podobne wrażenie na tubylcach: słabych i bezradnych, nieżyciowych chuderlaków. Taki rozkład „punktów umiejętności” nie działa na razie na korzyść MC, ale zdaje się, iż towarzyszka podróży naszego leniwca, będzie wiedziała jak wykorzystać te zalety. Między bohaterami szybko wytwarza się naprawdę niezła chemia, a oglądanie ich interakcji sprawia sporą radochę – są oni różni jak ogień i woda, jednak twórcy nie zrobili z nich tzw. bickering couple, czyli pary sprzeczającej się przy każdej możliwej okazji (choć oczywiście natychmiastowego porozumienia też ciężko oczekiwać) idąc w motyw towarzyszy, który się nawzajem uzupełniają. Grafika jest naprawdę ładna, ze szczególnym naciskiem na piękne, śnieżne scenerie oraz całkiem niezłe CG. Wytwarza to bardzo surowy klimat, pasujący do przedstawionego świata, żeby jednak nie było zbyt poważnie, nie zabraknie też okazji do śmiechu, zaskakująco w większości prowokowanych przez Kuon – kiedy ta, na pierwszy rzut oka, ułożona kobietka zakrada się podglądać Haku, gdy ten bierze kąpiel, ciężko powstrzymać śmiech widząc jej reakcje :D Anime póki co robi naprawdę dobre i porządne wrażenie, a dodajmy, mówię to wszystko z punktu widzenia osoby, która nie widziała prequela (Utawarerumono [2006]), jednak widząc tak solidną serię, definitywnie muszę ten brak nadrobić!
WSTĘPNA OCENA: -8
Cheers~! :*
Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Comet Lucifer, Jesień, Pierwsze Wrażenie, Utawarerumono, Utawarerumono: False Mask, Utawarerumono: Itsuwari no Kamen, Utawarerumono: The False Faces
