Quantcast
Channel: .:: Dream Universe ::.
Viewing all 159 articles
Browse latest View live

Sezon jesienny ’15 – część 2

$
0
0

Haikyuu!! S2 - 01 top

Temperatura za oknem co prawda spada, ale mój zapał o dziwo rośnie, toteż wniosek nasuwa się sam: trza kuć żelazo póki gorące – wczoraj była pierwsza jesienna notka, to dzisiaj jedziemy z następną! Poniższy skład jest podobny do poprzedniego, a więc mamy jedną kontynuację i jedną gdzieś-już-to-widziałam ekranizację light novelki: Haikyuu!! Second Season oraz Gakusen Toshi Asterisk.


Haikyuu!! S2 - 01
TYTUŁ: Haikyuu!! Second Season

OPINIA: Głupole wrócili!! Radość jaka mnie rozpierała oglądając pierwszy odcinek nowego sezonu Haikyuu!! trudno ubrać w słowa. Człowiek naprawdę czuje nostalgię – jakby spotkać się z dawno niewidzianym przyjacielem, będąc wcześniej nieświadomym jak bardzo nam go brakowało. Całość otwiera smutna sekwencja przypominająca o porażce Karasuno z poprzedniej serii, żeby tuż po dynamicznym openingu pokazać widzowi energiczny trening wspomnianej drużyny. Anime to naprawdę świetnie radzi sobie z emocjami – potrafi naturalnie przeplatać bardziej chmurne fragmenty, z tymi humorystycznymi. W jednym momencie skłaniać do kibicowania wysiłkom naszych siatkarskich wariatów, w drugiej sprawiać, że turlamy się po podłodze widząc ich wygłupy, bo choć każdy z nich próbuje iść do przodu (co widać choćby po wysiłkach antyspołecznego Kageyamy, żeby nauczyć się przybijać głupią piątkę kolegom po wygranej akcji), to w gruncie rzeczy nadal są te same, sympatyczne dzieciaki, które zdążyliśmy pokochać. I tak, powtórzę to kolejny raz – w końcu czuć, iż to naprawdę są dzieciaki! Nie superbohaterowie mierzący się z życiowymi dramatami, tylko, ambitne bo ambitne, zwyczajne nastolatki, między meczami żartujące z kolegami, rzucające powłóczyste spojrzenia ładnym dziewczynom oraz panikujące nad swoimi tragicznymi ocenami. Podoba mi się też wyraźna obecność dorosłych w fabule. Z technicznego punktu widzenia praktycznie nic się nie zmieniło – czasami ma się jednak wrażenie, że HQ!! 2 jest wręcz jeszcze ładniejsze niż wcześniej. Animacja siatkarskich animacji wyglądają płynnie i naturalnie, plus skadrowane są tak, by pokazać jak największy dynamizm. Muzyką zajmuje się ta sama para co poprzednio, więc żadnych rewelacji podobnych do tych zaserwowanych przez Kuroko no Basket (zmiana calutkiego soundtracku) na szczęście nie trzeba się obawiać. Co tu dużo mówić – Haikyuu!! to maszyna, w której każdy element daje z siebie wszystko by stworzyć dobrze działającą całość. Jeśli podobał wam się pierwszy sezon, to gwarantuję, że przy drugim będzie się uśmiechać jeszcze szerzej, śmiać jeszcze głośniej i kibicować z jeszcze większym zacięciem :) To anime to bomba energii, którą zaraża widzów – nic tylko chwycić piłkę i samemu wybiec na boisko!

WSTĘPNA OCENA: 9+

Gakusen Toshi Asterisk - 01
TYTUŁ: Gakusen Toshi Asterisk

OPINIA: Magic-high-school-light-novel część druga. Oglądałam Asteriska zaraz po Rakudai i musicie sobie wyobrazić moją reakcję kiedy zobaczyłam, że oba pierwsze odcinki są praktycznie swoją kalką – albo raczej kalką oklepanego już schematu o którym wspomniałam wczoraj. Pamiętacie co pisałam? Cytuję: „MC-kun wpada na przebierającą się tsundere-chan, ta zaś w akcie zemsty wyzywa go na pojedynek” – głupio tak się powtarzać, ale jak babcię kocham, tu jest to samo! Co prawda ogólne motywy są ciut inne (tu główny bohater przybywa do szkoły w poszukiwaniu swojej zaginionej siostry) oaz anime dość jasno daje do zrozumienia, że tym razem to faktycznie haremówka (już mamy różowowłosą tsun-tsun i prowokującą blondi seito kaichou), ale w gruncie rzeczy jeśliby zorganizować konkurs „znajdź 10 różnic”, myślę że trzebaby się było sporo nagimnastykować. Odkładając jednak na moment (ale tylko na moment, bo jest to w przypadku tego sezonu nieuniknione) porównania, Asterisk ogółem jest całkiem ładny, co w sumie nie dziwi, skoro mamy do czynienia z A-1 Pictures. Postacie też są zaskakująco zrównoważone – różowa Julis co prawda swój atak gniewu na Ayato miała, ale nie zareagowała od razu liściem w twarz co się jej chwali. Sam MC to poukładana i spokojna osoba, choć trochę mało charakterystyczna – myślę jednak, że da się go lubić (i zdaje się mieć fajnego nowego kolegę). Czego jednak nie rozumiem, to że z jakiegoś powodu powyższe anime zdaje się wygrywać w tym sezonie w swojej kategorii. Ja się pytam – jakim cudem? Mamy do czynienia z solidnym magic-high-school, więc jeśli akurat zaczyna się przygodę z anime aka nigdy wcześniej się czegoś podobnego nie widziało, byłby to niezły wybór, ale zestawiając Asteriska z Rakudai, osobiście bez dwóch zdań wybrałabym to drugie, bo moim zdaniem wygląda ładniej (szczególnie chodzi mi tu o chara-design oraz dynamikę akcji) i ma sympatyczniejszych bohaterów. Nie zmienia to jednak faktu, iż Gakusen Toshi jest porządną propozycją w swojej kategorii – cokolwiek bym nie powiedziała, oglądało mi się pierwszy ep całkiem miło i bez oporów kontynuowałabym swoją przygodę z tą serią zapewne w każdym innym sezonie, jednak tym razem, przy nawale podobnych propozycji, będę chciała zrobić przesiew i jeszcze nie jestem pewna czy GTA go przeżyje – poczekamy, zobaczymy.

WSTĘPNA OCENA: -6

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Gakusen Toshi Asterisk, Haikyuu!!, Haikyuu!! Second Season, Jesień, Pierwsze Wrażenie, The Asterisk War: The Academy City on the Water

Sezon jesienny ’15 – część 3

$
0
0

Lance N' Masques - 01 top

Ach, piękny ten art od Shino (patrz wyżej)! Jakoś tak stwierdziłam, że wykorzystam w tym sezonie na front notek ładne ujęcia z openingów/endingów, bo jest ich wyjątkowo dużo ^^ Wracając jednak do tematu – wczoraj mieliśmy dzień przerwy (zwykle piszę wieczorami, ale tym razem większy priorytet miał mecz siatkarzy ;p) lecz dzisiaj bierzemy się znów do bezwstydnego komentowania anime z sezonu jesiennego. Na tapetę bierzemy trzy serie (choć jedna to kilku-minutówka): Lance N’ Masques, Diabolik Lovers More,Blood oraz Onsen Yousei Hakone-chan.


Lance N' Masques - 01
TYTUŁ: Lance N’ Masques

OPINIA: Magic-high-school-light-novel po raz… trzeci? Na tym etapie człowiek zaczyna się zastanawiać, czy może by tak nie wyemigrować do Japonii i napisać swoją własną wariację na temat – jak widać sprzeda się na pewno, a i jeszcze na 99% dostanie anime ;P Zanim jednak oddam się dalszemu snuciu planów dotyczących mojej międzynarodowej kariery literackiej, zobaczmy co ta wersja schematu ma nam do zaoferowania. Nie da się zaprzeczyć, że tym razem chociaż próbuje odrobinkę odejść od stereotypów swoich poprzedników (już nie ma się wrażenia oglądania kolejny raz tego samego odcinka) – klimatem celuje w coś à la Zorro współczesnych czasów (co podkreśla muzyka), a postacie zdają się mieć inne problemy niż magiczne turnieje, czy inne czarodziejskie rywalizacje. Głównym bohaterem jest rycerz, który rycerzem być nie chce, ale cierpi na, jak to nazwał, „syndrom księcia na białym koniu”, więc gdy tylko słyszy damę w potrzebie, automatycznie pędzi ją ratować, co często pakuje go w kłopoty. Ogółem bzdury jakie wygaduje po owej akcji ratowania są nawet zabawne, a chłopak sprawia pozytywne wrażenie. Druga strona medalu to mała dziewczynka, która jako jedna z nielicznych nie uważa go za dziwaka, miast tego podziwiając jego heroizm. Co mnie frapowało przez cały odcinek – ile ona tak właściwie ma lat? ^^” W sumie nie mam nic przeciwko loli, ale ta tutaj jest wyjątkowo dziecinna i o ile faktycznie jest dzieckiem to w porządku, ale gdyby się okazało, że wyskoczą z informacją „Makio Kidouin – lat 15” (i wkręcą w poważniejsze wątki pozostawiając infantylność), to się przekręcę. Najbardziej zawodzi wygląd. Kreskę Shino można pięknie przenieść na ekran, co udowodnił Madhouse przy Kamisama no Inai Nichiyoubi, jednak Lance N’ Masques nie ma ani krzty tamtego uroku. Anime nie jest brzydkie, ale mogli się bardziej postarać, szczególne z projektem postaci. Fabuła chce zasugerować, iż ma coś ciekawego do zaoferowania, ale pierwszy ep średnio radzi sobie z przykuwaniem uwagi widza, przez co odcinek szybko wylatuje z pamięci. Pisząc poniższe PW zdążyła mi już ulecieć połowa przemyśleń jakie miałam na świeżo po seansie, a to tylko uwypukla brak tego „czegoś” co sprawia, że nasz umysł krąży wokół danego tytułu i tydzień po tygodniu przyciągają nas przez ekran. Seria krzyczy „niewykorzystany potencjał”, kiedy najbardziej wyrazistym elementem całości okazała się animacja z openingu. Z jakiegoś powodu jednak chcę udzielić Lance N’ Masques kredytu zaufania – koniec końców to urocze anime i zobaczymy co mi powie „reguła trzech odcinków”.

WSTĘPNA OCENA: -6

Diabolik Lovers More, Blood - 01
TYTUŁ: Diabolik Lovers More,Blood

OPINIA: Po obejrzeniu pierwszego odcinka byłam w szczerym szoku – to to ma w tym sezonie właściwą fabułę?!?! Co prawda nadal trochę nie dowierzam i nie zdziwiłabym się, gdybyśmy od następnego epizodu wrócili do standardowego znęcania się nad Bitch-chan (w końcu już tutaj nam go nie poskąpili), ale i tak – całe to tło z Ewą, rajem etc. jest, jak do tej pory, chyba najbliższe jakimkolwiek konkretom jakie zaoferował powyższy tytuł. Pomijając jednak ten nader zaskakujący element More,Blood, anime bynajmniej schematem nie odchodzi od swojego poprzednika, tyle że tym razem ekipa wampirzych brutali rozrośnie się o kolejne 4 postacie, które będą traktowały Yui jak przenośny bank krwi. Czego jednak nie do końca rozumiem, to umiejscowienia tej części na time-line’ie. Oglądamy kontynuację? Inną ścieżkę (aka wydarzenia z poprzedniego sezonu nie miały tu miejsca)? Czy co u licha? Miło, że nikt nie pomyślał o żadnych wyjaśnieniach. W każdym bądź razie Diabolik Lovers nadal jest są samą, niedorzeczną serią, jaką to człowiek zdążył pokochać w swej nienawiści. Śmiałam się już po pierwszej minucie widząc gościa, który ostro szpanował eye patchem ubranym na okulary :P Czytanie zaś komentarzy w fandomie jest równie zabawne co rok remu – czasami człowiek ogląda serię, która jest shitem i nie może tego zdzierżyć, w tym jednak przypadku, z pełną świadomością crapu na ekranie, można zluzować i do woli nabijać się z rzucanych nam w twarz idiotyzmów. Co jednak jest jeszcze ciekawsze, to fakt, iż tytuł ten miał potencjał być dobry, gdyby tylko główna bohaterka nie była taką niemotą. Spójrzmy prawdzie w oczy – media nam zakręciły ostatnio w głowie wizerunkiem szarmanckich, błyszczących wampirów, tu natomiast dostajemy ich bardziej surową wersję (i powiedziałabym bliższą ich oryginalnemu obrazowi): wulgarną, okrutną i totalnie nie liczącą się z ludźmi, po czym czujemy się tym faktem obrażeni. Gdyby jednak Yui była silniejszą postacią (plus wyposażoną w kilka osikowych kołków :P), zaserwowany tak konflikt charakterów mógł być interesujący. Sęk jednak w tym, że nie ma, a patrząc na DiaLovers jako na ekranizację gry otome, można czuć się zaniepokojonym pokazywaniem tego wszystkiego przez pryzmat romansu (syndrom sztokholmski anyone?). No cóż, całość jest mega ładna, ma klimatyczną muzykę, gromadę znanych seiyuu + można się niezobowiązująco pośmiać jeśli wyłączyć najpierw mózg.

WSTĘPNA OCENA: 3+

Onsen Yousei Hakone-chan - 01
TYTUŁ: Onsen Yousei Hakone-chan

OPINIA: Typowy przeciętniaczek. I to taki, o którym się zapomina niedługo po obejrzeniu odcinka. Fakt zaś, że mamy tym razem do czynienia z kilku-minutówką, tylko ten efekt potęguje. Żeby jednak nie było – ciężko się doszukać czegoś przesadnie złego, czy odrzucającego w tym anime. Główna boginka jest całkiem słodka, kreska sympatyczna, a chociaż twórcy naprawdę mogli sobie podarować ten boob-grab, całość jest dość urocza. Sęk jednak w tym, że tego typu krótkie serie i to podpisane jako komedie, powinny potrafić człowieka rozbawić w tym limitowanym czasie jaki mają dostępny. Danna ga Nani wo Itteiru ka Wakaranai Ken było mistrzem w tym elemencie, tu natomiast na dobrych zamiarach się chyba skończyło. Pewnie zerknę z ciekawości na jeszcze jeden ep – mówimy tu w końcu o całych 3 minutach – ale coś mi się wydaje, że to będzie koniec mojej przygody z gorącymi źródłami i ich strażniczymi duszkami.

WSTĘPNA OCENA: -5

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Diabolik Lovers, Diabolik Lovers More Blood, Jesień, Lance and Masks, Lance N’ Masques, LN'M, Onsen Yousei Hakone-chan, Pierwsze Wrażenie

Sezon jesienny ’15 – część 4

$
0
0

Comet Lucifer - 01 top

Zerkam na to co mi leży na dysku i myślę, że nie wliczając tej notki, powinny się pojawić jeszcze trzy PW (ale oczywiście niczego nie obiecuję, bo to zależy od tego ile jeszcze pierwszych odcinków jestem w stanie przetrawić). Kończy się też kolejny tydzień, a więc trzeba się porządnie zabrać za robienie przesiewu – 15 wychodzących anime oglądać jednocześnie nie będę, to już nie te czasy hahaha ;p Zobaczmy, czy Comet Lucifer oraz Utawarerumono: Itsuwari no Kamen zasłużyły na pozostawienie ich na liście „watching”.


Comet Lucifer - 01
TYTUŁ: Comet Lucifer

OPINIA: Anime to wypadło mi w oko już na etapie zapowiedzi, ale jednocześnie nie do końca wiedziałam czego tak naprawdę się po nim spodziewać, gdyż postanowiło połączyć elementy, które mi się zazwyczaj podobają (świat fantasy, tajemnice, intrygi, magia [no, magiczne kryształy]), z czymś za czym nie przepadam (mechy). Trzeba jednak serii przyznać, że póki co sprawia wrażenie tego lepszego odłamu gatunku i przerośnięte roboty są tu raczej narzędziami, a nie filozofią, co mnie bardzo cieszy (z oglądaniem tego typu mechów raczej nie mam problemu). Całość zaś rozpoczyna się dość normalnie – ot, nasz chłopaczek zostaje trochę wbrew wylanej woli wplątany w kłótnię między dwójką przyjaciół (choć może lepiej powiedzieć „kłótnię przedmałżeńską”, ponieważ problemem są ich rzekome zaręczyny), a po pościgu przez miasto na dziwnych pojazdach (obowiązkowo latających) wpada do Wielkiej Dziury™, gdzie fabuła zaczyna się naprawdę – boy meets girl, things happen, wiemy jak to dalej idzie. Dziewczyna nie ma o świecie zielonego pojęcia, a dodatkowo zdaje się łączyć ją dziwna więź z nietypowym mechem, który bardziej od robota przypomina myślące zwierzę, co zresztą fajnie odzwierciedla kontrast wyglądu między normalną, surową, Dwunożną Zbroją (miejscowa nazwa Gundamów ;p), a nowym, wręcz dzikim, „wynalazkiem”. Pierwszy odcinek oferuje całkiem sympatyczną grafikę, CG, oraz perspektywę na interesujący plot, zakrapia to jednak sporą ilością cliché głupot takich jak sceny rumieńców i zażenowania w momentach, kiedy życie bohaterów wisi na włosku (myślę że osobiście mało by mnie obchodziło kto mnie obejmuje, gdyby przed moimi oczami naparzały się dwa olbrzymie roboty :P), albo sugestie, iż pewnie później wcisną w to love-triangle drame (o upadku do Wielkiej Dziury™, po którym bohaterom ABSOLUTNIE NIC się nie stało nawet nie wspominam ^^”). Anime jednak bez dwóch zdań ma potencjał, jeśli skupi się na tajemniczych kryształach, podejrzanych wojskowych i magicznych zdolnościach uroczej loli, miast fundować kolejne teenage slice-of-life. Na pewno będę chciała zobaczyć więcej, ale jednocześnie zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby tę serię machnąć maratonem na koniec sezonu.

WSTĘPNA OCENA: -7

Utawarerumono - Itsuwari no Kamen - 01
TYTUŁ: Utawarerumono: Itsuwari no Kamen

OPINIA: Nie do końca jest to seria jakiej się spodziewałam, ale bez wątpienia mamy do czynienia z jedną z lepszych propozycji jesieni! Po opisie zakładałam, że nowe Utawarerumono będzie kolejną wariacją na temat japońskiego folkloru, tymczasem wydaje mi się, że bardziej adekwatnie byłoby sklasyfikować je jako typową serię fantasy. Główny bohater z jakiegoś powodu przybywa do nowego świata pełnego monstrum i dziewcząt z kocimi uszami, zaś po byciu uratowanym od tego pierwszego przez tą drugą, rozpoczyna swoją podróż. Dodatkowo łatwo domyślić się po stroju, przypominającym to, w co ubiera się pacjentów w szpitalu, że brak wiedzy o nowej rzeczywistości, w jego przypadku wiąże się z czymś więcej niż amnezją, na którą cierpi. Haku to, swoją drogą, interesująca postać – choć jest leniwy i za grosz w nim kondycji, czy zapału do pracy (nie dziwota, skoro, jak można wywnioskować, spędził sporo czasu w szpitalnym łóżku), nadrabia to szybkim myśleniem oraz sporą inteligencją. Wydaje mi się też całkiem realistycznym przedstawieniem „człowieka naszych czasów” wrzuconego do dużo trudniejszego życia – gdyby tak kogokolwiek z nas nagle przenieść do, powiedzmy, średniowieczna, pewnie sprawialibyśmy podobne wrażenie na tubylcach: słabych i bezradnych, nieżyciowych chuderlaków. Taki rozkład „punktów umiejętności” nie działa na razie na korzyść MC, ale zdaje się, iż towarzyszka podróży naszego leniwca, będzie wiedziała jak wykorzystać te zalety. Między bohaterami szybko wytwarza się naprawdę niezła chemia, a oglądanie ich interakcji sprawia sporą radochę – są oni różni jak ogień i woda, jednak twórcy nie zrobili z nich tzw. bickering couple, czyli pary sprzeczającej się przy każdej możliwej okazji (choć oczywiście natychmiastowego porozumienia też ciężko oczekiwać) idąc w motyw towarzyszy, który się nawzajem uzupełniają. Grafika jest naprawdę ładna, ze szczególnym naciskiem na piękne, śnieżne scenerie oraz całkiem niezłe CG. Wytwarza to bardzo surowy klimat, pasujący do przedstawionego świata, żeby jednak nie było zbyt poważnie, nie zabraknie też okazji do śmiechu, zaskakująco w większości prowokowanych przez Kuon – kiedy ta, na pierwszy rzut oka, ułożona kobietka zakrada się podglądać Haku, gdy ten bierze kąpiel, ciężko powstrzymać śmiech widząc jej reakcje :D Anime póki co robi naprawdę dobre i porządne wrażenie, a dodajmy, mówię to wszystko z punktu widzenia osoby, która nie widziała prequela (Utawarerumono [2006]), jednak widząc tak solidną serię, definitywnie muszę ten brak nadrobić!

WSTĘPNA OCENA: -8

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Comet Lucifer, Jesień, Pierwsze Wrażenie, Utawarerumono, Utawarerumono: False Mask, Utawarerumono: Itsuwari no Kamen, Utawarerumono: The False Faces

Sezon jesienny ’15 – część 5

$
0
0

Dance with Devils - 02 top

Powoli powoli finishujemy. Cieszy mnie to, bo serie za niedługo będą dobijać do półmetka, a ja tu nadal Pierwsza Wrażenia piszę :P W każdym razie dzisiejsze propozycje to dziwna mieszanka gatunków – zerknijmy na Dance with Devils, sequel Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen oraz Tantei Team KZ Jiken Note.


Dance with Devils - 01
TYTUŁ: Dance with Devils

OPINIA: Podchodziłam do tej serii z oczekiwaniami na poziomie DiaLovers, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to w ogóle nie ta sama liga! Z ręką na sercu: Dance with Devils jest dobre. Serio, nie nabijam się z was. To oryginalne otome (które, jak już zapowiedziano, i tak zostanie przerobione na vn-kę; zresztą co się dziwić, skoro tytuł ten aż się o to prosi swoją konstrukcją) może i nie brzmi z opisu zbyt atrakcyjnie (a raczej: za bardzo kojarzy się ze wspomnianym Diabolik Lovers), ale wierzcie lub nie, udaje mu się dodać charakterku do wyświechtanych cliché, gwarantując całkiem niezłą zabawę przy oglądaniu. Najważniejsze: główna bohaterka ma osobowość!! Nie popychadło, nie ciepła klucha – to konkretna dziewczyna, która złości się kiedy zostaje oskarżona o coś głupiego, potrafi podziękować, gdy zostaje jej udzielona pomoc, zaś w sytuacji kryzysowej, wykazuje odpowiednią ilość zdrowego rozsądku, żeby zadzwonić po policję. Ja wiem – to nie brzmi nadzwyczajnie, ale pamiętajmy, że mówimy o heroinie otome – ten typ ma w zwyczaju rozwijać się pod stopami jak dywan i zapraszać wszystkich, żeby ją podeptali, więc taka normalna/ludzka Ritsuka naprawdę robi w tej sytuacji spore wrażenie. Faceci to natomiast standardowa mieszanka charakterów, seria jednak póki co zdaje się skupiać na stoickim Remie. Fun fact: czerwonowłosy przystojniak z plakatu, to nie kolejny kawaler do wzięcia, a brat naszej MC (jakoś przy zapowiedziach nie zauważyłam, że mają to samo nazwisko ;P). Gdyby zaś nieźle zarysowana fabuła oraz zaskakująco rozsądne postacie wam nie wystarczyły za rekomendację, dorzućmy element, który mnie osobiście absolutnie kupił (bo jest tak nietypowy): słowo „taniec” w Dance with Devils nie jest przypadkowe, bo uwaga uwaga, mamy tu do czynienia z musicalem! :D A co ciekawe, piosenki są naprawdę dobre! Utwór otwierający to świetny, mroczny chórek, późniejsza balladka Ritsuki brzmi niczym numer z bajki Disneya, a j-pop w wykonaniu panów potrafi rozbawić. Z jednej strony niby pomysł abstrakcyjny, ale z drugiej nieźle pobudza ciekawość – aż człowiek czeka kiedy znów zaczną śpiewać i tańczyć. Definitywnie anime to okazuje się zaskoczeniem na mojej liście i bez dwóch zdań będę je oglądać dalej. Ostatni raz tak pozytywne odczucia oglądając reverse haremówkę miałam przy Kamigami no Asobi, a to było jakieś półtora roku temu… ^^”

WSTĘPNA OCENA: 7+

Seraph of the End S2 - 01
TYTUŁ: Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen

OPINIA: Owari no Seraph i ja to bardzo burzliwy związek – wręcz bym powiedziała, podręcznikowe love-hate. Z jednej strony zachwycam się muzyką (chociaż w tym sezonie opening jest absolutnie okropny – piszczenie wokalistki fripSide to nie moja bajka) i grafiką (powiem to po raz setny: TE TŁA!! *______*), ale z drugiej strony bohaterowie potrafią być irytujący (Yuu = podręcznikowy przykład nadgorliwego, shounenowego MC), a całość chce pozować na większą dramę niż jest w rzeczywistości. Sęk jednak w tym, że całkiem fajnie mi się to-to oglądało (to dobra seria, tyle że nie tak ajhfkadwhk-AWESOME!!! jak ją ludzie pisali), więc postanowiłam sprawdzić także sequel, bo (jak lubię mówić) tzw. „syndrom Aldnoah.Zero” jest w niej silny = głowy nie urywa, ale przyjemnie się na to patrzy. Powyższa opinia jednak odnosi się do pierwszego sezonu, gdyż drugi zdaje się korygować niedociągnięcia poprzednika. Poczynając od sporej zmiany w zachowaniu głównego bohatera (więcej w nim rozsądku i ogólnego myślenia), a na prowadzeniu fabuły kończąc (osobiście lubię motywy „nie wiadomo już kto kręci na czyją stronę”; plus bardziej skupiamy się tu na tajemnicach, a mniej na sztucznych dramatach), jednocześnie zachowując wysoką jakość wizualno-dźwiękową. Faktycznie chce mi się oglądać dalej, dowiedzieć co się stanie i to nie tylko przez wzgląd na mojego ulubieńca, mendę Gurena, ale także resztę bandy – zyskują oni w tej serii jakiś taki team spirit, którego wcześniej brakowało. Rozwinęli się tak pod względem charakterów (łatwiej ich polubić) oraz umiejętności – czego tu chcieć więcej? Wampiry kombinują, ludzie kombinują, przyjaciele są wrogami, wrogowie przyjaciółmi. Póki co nowy Seraph spisał się, na nowo pobudzając moją ciekawość odnośnie tego tytułu. Byle ta tendencja się utrzymałam, a całość okaże się naprawdę solidną serią akcji.

WSTĘPNA OCENA: -7

Tantei Team KZ Jiken Note - 01
TYTUŁ: Tantei Team KZ Jiken Note

OPINIA: „Ekipa Detektywów KZ” to ekranizacja popularnych, dziecięcych książek detektywistycznych i jak można się po takiej zapowiedzi domyślać, sprawy, z którymi zmierzą się nasi bohaterowie, raczej będą obracać się wokół problemów życia codziennego, a nie morderstw czy innych przestępstw rodem z powieści Agathy Christie. Bardziej Hyouka niż Shinrei Tantei Yakumo albo choćby Gosick. Moje pierwsze zaskoczenie to fakt, że odcinki tej serii będą miały zaledwie po 10 minut. To trochę mało na dobre rozwinięcie tajemnicy, dlatego, jak widzę, pierwszy wątek został podzielony na kilka epizodów. Sam nasuwa się wniosek, iż chyba lepszym rozwiązaniem byłoby oglądać ten tytuł na raz w większych ilościach. Szczególnie, że pilot jedynie zdąża przedstawić postacie, co nie jest zbyt emocjonującym startem. Całościowo jednak anime to nie robi złego wrażenia choć jest bardzo stonowane pod każdym względem: kolorów, prostego projektu postaci, delikatnych teł, etc. Bohaterowie mieli póki co za mało czasu żeby błysnąć, ale Aya przejawia potencjał na sympatyczną protagonistkę. Zastanawia mnie też ile będzie w tej serii faktycznej burzy mózgów oraz rozwiązywania zagadek, a ile elementów obyczajowych, na których póki co się skupiliśmy. No cóż, na 99% leci do on-hold i nadrobię kiedyś jak najdzie mnie ochota, bo mimo ogólnego uczucia „niczym się to-to nie wybija”, z nieznanych przyczyn przyjemnie mi się Tantei Team oglądało ^^

WSTĘPNA OCENA: 6

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Dance with Devils, Jesień, Owari no Seraph, Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen, Pierwsze Wrażenie, Seraph of the End, Seraph of the End: Battle in Nagoya, Tantei Team KZ Jiken Note

Sezon jesienny ’15 – część 3

$
0
0

Lance N' Masques - 01 top

Ach, piękny ten art od Shino (patrz wyżej)! Jakoś tak stwierdziłam, że wykorzystam w tym sezonie na front notek ładne ujęcia z openingów/endingów, bo jest ich wyjątkowo dużo ^^ Wracając jednak do tematu – wczoraj mieliśmy dzień przerwy (zwykle piszę wieczorami, ale tym razem większy priorytet miał mecz siatkarzy ;p) lecz dzisiaj bierzemy się znów do bezwstydnego komentowania anime z sezonu jesiennego. Na tapetę bierzemy trzy serie (choć jedna to kilku-minutówka): Lance N’ Masques, Diabolik Lovers More,Blood oraz Onsen Yousei Hakone-chan.


Lance N' Masques - 01
TYTUŁ: Lance N’ Masques

OPINIA: Magic-high-school-light-novel po raz… trzeci? Na tym etapie człowiek zaczyna się zastanawiać, czy może by tak nie wyemigrować do Japonii i napisać swoją własną wariację na temat – jak widać sprzeda się na pewno, a i jeszcze na 99% dostanie anime ;P Zanim jednak oddam się dalszemu snuciu planów dotyczących mojej międzynarodowej kariery literackiej, zobaczmy co ta wersja schematu ma nam do zaoferowania. Nie da się zaprzeczyć, że tym razem chociaż próbuje odrobinkę odejść od stereotypów swoich poprzedników (już nie ma się wrażenia oglądania kolejny raz tego samego odcinka) – klimatem celuje w coś à la Zorro współczesnych czasów (co podkreśla muzyka), a postacie zdają się mieć inne problemy niż magiczne turnieje, czy inne czarodziejskie rywalizacje. Głównym bohaterem jest rycerz, który rycerzem być nie chce, ale cierpi na, jak to nazwał, „syndrom księcia na białym koniu”, więc gdy tylko słyszy damę w potrzebie, automatycznie pędzi ją ratować, co często pakuje go w kłopoty. Ogółem bzdury jakie wygaduje po owej akcji ratowania są nawet zabawne, a chłopak sprawia pozytywne wrażenie. Druga strona medalu to mała dziewczynka, która jako jedna z nielicznych nie uważa go za dziwaka, miast tego podziwiając jego heroizm. Co mnie frapowało przez cały odcinek – ile ona tak właściwie ma lat? ^^” W sumie nie mam nic przeciwko loli, ale ta tutaj jest wyjątkowo dziecinna i o ile faktycznie jest dzieckiem to w porządku, ale gdyby się okazało, że wyskoczą z informacją „Makio Kidouin – lat 15” (i wkręcą w poważniejsze wątki pozostawiając infantylność), to się przekręcę. Najbardziej zawodzi wygląd. Kreskę Shino można pięknie przenieść na ekran, co udowodnił Madhouse przy Kamisama no Inai Nichiyoubi, jednak Lance N’ Masques nie ma ani krzty tamtego uroku. Anime nie jest brzydkie, ale mogli się bardziej postarać, szczególne z projektem postaci. Fabuła chce zasugerować, iż ma coś ciekawego do zaoferowania, ale pierwszy ep średnio radzi sobie z przykuwaniem uwagi widza, przez co odcinek szybko wylatuje z pamięci. Pisząc poniższe PW zdążyła mi już ulecieć połowa przemyśleń jakie miałam na świeżo po seansie, a to tylko uwypukla brak tego „czegoś” co sprawia, że nasz umysł krąży wokół danego tytułu i tydzień po tygodniu przyciągają nas przez ekran. Seria krzyczy „niewykorzystany potencjał”, kiedy najbardziej wyrazistym elementem całości okazała się animacja z openingu. Z jakiegoś powodu jednak chcę udzielić Lance N’ Masques kredytu zaufania – koniec końców to urocze anime i zobaczymy co mi powie „reguła trzech odcinków”.

WSTĘPNA OCENA: -6

Diabolik Lovers More, Blood - 01
TYTUŁ: Diabolik Lovers More,Blood

OPINIA: Po obejrzeniu pierwszego odcinka byłam w szczerym szoku – to to ma w tym sezonie właściwą fabułę?!?! Co prawda nadal trochę nie dowierzam i nie zdziwiłabym się, gdybyśmy od następnego epizodu wrócili do standardowego znęcania się nad Bitch-chan (w końcu już tutaj nam go nie poskąpili), ale i tak – całe to tło z Ewą, rajem etc. jest, jak do tej pory, chyba najbliższe jakimkolwiek konkretom jakie zaoferował powyższy tytuł. Pomijając jednak ten nader zaskakujący element More,Blood, anime bynajmniej schematem nie odchodzi od swojego poprzednika, tyle że tym razem ekipa wampirzych brutali rozrośnie się o kolejne 4 postacie, które będą traktowały Yui jak przenośny bank krwi. Czego jednak nie do końca rozumiem, to umiejscowienia tej części na time-line’ie. Oglądamy kontynuację? Inną ścieżkę (aka wydarzenia z poprzedniego sezonu nie miały tu miejsca)? Czy co u licha? Miło, że nikt nie pomyślał o żadnych wyjaśnieniach. W każdym bądź razie Diabolik Lovers nadal jest są samą, niedorzeczną serią, jaką to człowiek zdążył pokochać w swej nienawiści. Śmiałam się już po pierwszej minucie widząc gościa, który ostro szpanował eye patchem ubranym na okulary :P Czytanie zaś komentarzy w fandomie jest równie zabawne co rok remu – czasami człowiek ogląda serię, która jest shitem i nie może tego zdzierżyć, w tym jednak przypadku, z pełną świadomością crapu na ekranie, można zluzować i do woli nabijać się z rzucanych nam w twarz idiotyzmów. Co jednak jest jeszcze ciekawsze, to fakt, iż tytuł ten miał potencjał być dobry, gdyby tylko główna bohaterka nie była taką niemotą. Spójrzmy prawdzie w oczy – media nam zakręciły ostatnio w głowie wizerunkiem szarmanckich, błyszczących wampirów, tu natomiast dostajemy ich bardziej surową wersję (i powiedziałabym bliższą ich oryginalnemu obrazowi): wulgarną, okrutną i totalnie nie liczącą się z ludźmi, po czym czujemy się tym faktem obrażeni. Gdyby jednak Yui była silniejszą postacią (plus wyposażoną w kilka osikowych kołków :P), zaserwowany tak konflikt charakterów mógł być interesujący. Sęk jednak w tym, że nie ma, a patrząc na DiaLovers jako na ekranizację gry otome, można czuć się zaniepokojonym pokazywaniem tego wszystkiego przez pryzmat romansu (syndrom sztokholmski anyone?). No cóż, całość jest mega ładna, ma klimatyczną muzykę, gromadę znanych seiyuu + można się niezobowiązująco pośmiać jeśli wyłączyć najpierw mózg.

WSTĘPNA OCENA: 3+

Onsen Yousei Hakone-chan - 01
TYTUŁ: Onsen Yousei Hakone-chan

OPINIA: Typowy przeciętniaczek. I to taki, o którym się zapomina niedługo po obejrzeniu odcinka. Fakt zaś, że mamy tym razem do czynienia z kilku-minutówką, tylko ten efekt potęguje. Żeby jednak nie było – ciężko się doszukać czegoś przesadnie złego, czy odrzucającego w tym anime. Główna boginka jest całkiem słodka, kreska sympatyczna, a chociaż twórcy naprawdę mogli sobie podarować ten boob-grab, całość jest dość urocza. Sęk jednak w tym, że tego typu krótkie serie i to podpisane jako komedie, powinny potrafić człowieka rozbawić w tym limitowanym czasie jaki mają dostępny. Danna ga Nani wo Itteiru ka Wakaranai Ken było mistrzem w tym elemencie, tu natomiast na dobrych zamiarach się chyba skończyło. Pewnie zerknę z ciekawości na jeszcze jeden ep – mówimy tu w końcu o całych 3 minutach – ale coś mi się wydaje, że to będzie koniec mojej przygody z gorącymi źródłami i ich strażniczymi duszkami.

WSTĘPNA OCENA: -5

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Diabolik Lovers, Diabolik Lovers More Blood, Jesień, Lance and Masks, Lance N’ Masques, LN'M, Onsen Yousei Hakone-chan, Pierwsze Wrażenie

Sezon jesienny ’15 – część 4

$
0
0

Comet Lucifer - 01 top

Zerkam na to co mi leży na dysku i myślę, że nie wliczając tej notki, powinny się pojawić jeszcze trzy PW (ale oczywiście niczego nie obiecuję, bo to zależy od tego ile jeszcze pierwszych odcinków jestem w stanie przetrawić). Kończy się też kolejny tydzień, a więc trzeba się porządnie zabrać za robienie przesiewu – 15 wychodzących anime oglądać jednocześnie nie będę, to już nie te czasy hahaha ;p Zobaczmy, czy Comet Lucifer oraz Utawarerumono: Itsuwari no Kamen zasłużyły na pozostawienie ich na liście „watching”.


Comet Lucifer - 01
TYTUŁ: Comet Lucifer

OPINIA: Anime to wypadło mi w oko już na etapie zapowiedzi, ale jednocześnie nie do końca wiedziałam czego tak naprawdę się po nim spodziewać, gdyż postanowiło połączyć elementy, które mi się zazwyczaj podobają (świat fantasy, tajemnice, intrygi, magia [no, magiczne kryształy]), z czymś za czym nie przepadam (mechy). Trzeba jednak serii przyznać, że póki co sprawia wrażenie tego lepszego odłamu gatunku i przerośnięte roboty są tu raczej narzędziami, a nie filozofią, co mnie bardzo cieszy (z oglądaniem tego typu mechów raczej nie mam problemu). Całość zaś rozpoczyna się dość normalnie – ot, nasz chłopaczek zostaje trochę wbrew wylanej woli wplątany w kłótnię między dwójką przyjaciół (choć może lepiej powiedzieć „kłótnię przedmałżeńską”, ponieważ problemem są ich rzekome zaręczyny), a po pościgu przez miasto na dziwnych pojazdach (obowiązkowo latających) wpada do Wielkiej Dziury™, gdzie fabuła zaczyna się naprawdę – boy meets girl, things happen, wiemy jak to dalej idzie. Dziewczyna nie ma o świecie zielonego pojęcia, a dodatkowo zdaje się łączyć ją dziwna więź z nietypowym mechem, który bardziej od robota przypomina myślące zwierzę, co zresztą fajnie odzwierciedla kontrast wyglądu między normalną, surową, Dwunożną Zbroją (miejscowa nazwa Gundamów ;p), a nowym, wręcz dzikim, „wynalazkiem”. Pierwszy odcinek oferuje całkiem sympatyczną grafikę, CG, oraz perspektywę na interesujący plot, zakrapia to jednak sporą ilością cliché głupot takich jak sceny rumieńców i zażenowania w momentach, kiedy życie bohaterów wisi na włosku (myślę że osobiście mało by mnie obchodziło kto mnie obejmuje, gdyby przed moimi oczami naparzały się dwa olbrzymie roboty :P), albo sugestie, iż pewnie później wcisną w to love-triangle drame (o upadku do Wielkiej Dziury™, po którym bohaterom ABSOLUTNIE NIC się nie stało nawet nie wspominam ^^”). Anime jednak bez dwóch zdań ma potencjał, jeśli skupi się na tajemniczych kryształach, podejrzanych wojskowych i magicznych zdolnościach uroczej loli, miast fundować kolejne teenage slice-of-life. Na pewno będę chciała zobaczyć więcej, ale jednocześnie zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby tę serię machnąć maratonem na koniec sezonu.

WSTĘPNA OCENA: -7

Utawarerumono - Itsuwari no Kamen - 01
TYTUŁ: Utawarerumono: Itsuwari no Kamen

OPINIA: Nie do końca jest to seria jakiej się spodziewałam, ale bez wątpienia mamy do czynienia z jedną z lepszych propozycji jesieni! Po opisie zakładałam, że nowe Utawarerumono będzie kolejną wariacją na temat japońskiego folkloru, tymczasem wydaje mi się, że bardziej adekwatnie byłoby sklasyfikować je jako typową serię fantasy. Główny bohater z jakiegoś powodu przybywa do nowego świata pełnego monstrum i dziewcząt z kocimi uszami, zaś po byciu uratowanym od tego pierwszego przez tą drugą, rozpoczyna swoją podróż. Dodatkowo łatwo domyślić się po stroju, przypominającym to, w co ubiera się pacjentów w szpitalu, że brak wiedzy o nowej rzeczywistości, w jego przypadku wiąże się z czymś więcej niż amnezją, na którą cierpi. Haku to, swoją drogą, interesująca postać – choć jest leniwy i za grosz w nim kondycji, czy zapału do pracy (nie dziwota, skoro, jak można wywnioskować, spędził sporo czasu w szpitalnym łóżku), nadrabia to szybkim myśleniem oraz sporą inteligencją. Wydaje mi się też całkiem realistycznym przedstawieniem „człowieka naszych czasów” wrzuconego do dużo trudniejszego życia – gdyby tak kogokolwiek z nas nagle przenieść do, powiedzmy, średniowieczna, pewnie sprawialibyśmy podobne wrażenie na tubylcach: słabych i bezradnych, nieżyciowych chuderlaków. Taki rozkład „punktów umiejętności” nie działa na razie na korzyść MC, ale zdaje się, iż towarzyszka podróży naszego leniwca, będzie wiedziała jak wykorzystać te zalety. Między bohaterami szybko wytwarza się naprawdę niezła chemia, a oglądanie ich interakcji sprawia sporą radochę – są oni różni jak ogień i woda, jednak twórcy nie zrobili z nich tzw. bickering couple, czyli pary sprzeczającej się przy każdej możliwej okazji (choć oczywiście natychmiastowego porozumienia też ciężko oczekiwać) idąc w motyw towarzyszy, który się nawzajem uzupełniają. Grafika jest naprawdę ładna, ze szczególnym naciskiem na piękne, śnieżne scenerie oraz całkiem niezłe CG. Wytwarza to bardzo surowy klimat, pasujący do przedstawionego świata, żeby jednak nie było zbyt poważnie, nie zabraknie też okazji do śmiechu, zaskakująco w większości prowokowanych przez Kuon – kiedy ta, na pierwszy rzut oka, ułożona kobietka zakrada się podglądać Haku, gdy ten bierze kąpiel, ciężko powstrzymać śmiech widząc jej reakcje :D Anime póki co robi naprawdę dobre i porządne wrażenie, a dodajmy, mówię to wszystko z punktu widzenia osoby, która nie widziała prequela (Utawarerumono [2006]), jednak widząc tak solidną serię, definitywnie muszę ten brak nadrobić!

WSTĘPNA OCENA: -8

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Comet Lucifer, Jesień, Pierwsze Wrażenie, Utawarerumono, Utawarerumono: False Mask, Utawarerumono: Itsuwari no Kamen, Utawarerumono: The False Faces

Sezon jesienny ’15 – część 5

$
0
0

Dance with Devils - 02 top

Powoli powoli finishujemy. Cieszy mnie to, bo serie za niedługo będą dobijać do półmetka, a ja tu nadal Pierwsza Wrażenia piszę :P W każdym razie dzisiejsze propozycje to dziwna mieszanka gatunków – zerknijmy na Dance with Devils, sequel Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen oraz Tantei Team KZ Jiken Note.


Dance with Devils - 01
TYTUŁ: Dance with Devils

OPINIA: Podchodziłam do tej serii z oczekiwaniami na poziomie DiaLovers, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to w ogóle nie ta sama liga! Z ręką na sercu: Dance with Devils jest dobre. Serio, nie nabijam się z was. To oryginalne otome (które, jak już zapowiedziano, i tak zostanie przerobione na vn-kę; zresztą co się dziwić, skoro tytuł ten aż się o to prosi swoją konstrukcją) może i nie brzmi z opisu zbyt atrakcyjnie (a raczej: za bardzo kojarzy się ze wspomnianym Diabolik Lovers), ale wierzcie lub nie, udaje mu się dodać charakterku do wyświechtanych cliché, gwarantując całkiem niezłą zabawę przy oglądaniu. Najważniejsze: główna bohaterka ma osobowość!! Nie popychadło, nie ciepła klucha – to konkretna dziewczyna, która złości się kiedy zostaje oskarżona o coś głupiego, potrafi podziękować, gdy zostaje jej udzielona pomoc, zaś w sytuacji kryzysowej, wykazuje odpowiednią ilość zdrowego rozsądku, żeby zadzwonić po policję. Ja wiem – to nie brzmi nadzwyczajnie, ale pamiętajmy, że mówimy o heroinie otome – ten typ ma w zwyczaju rozwijać się pod stopami jak dywan i zapraszać wszystkich, żeby ją podeptali, więc taka normalna/ludzka Ritsuka naprawdę robi w tej sytuacji spore wrażenie. Faceci to natomiast standardowa mieszanka charakterów, seria jednak póki co zdaje się skupiać na stoickim Remie. Fun fact: czerwonowłosy przystojniak z plakatu, to nie kolejny kawaler do wzięcia, a brat naszej MC (jakoś przy zapowiedziach nie zauważyłam, że mają to samo nazwisko ;P). Gdyby zaś nieźle zarysowana fabuła oraz zaskakująco rozsądne postacie wam nie wystarczyły za rekomendację, dorzućmy element, który mnie osobiście absolutnie kupił (bo jest tak nietypowy): słowo „taniec” w Dance with Devils nie jest przypadkowe, bo uwaga uwaga, mamy tu do czynienia z musicalem! :D A co ciekawe, piosenki są naprawdę dobre! Utwór otwierający to świetny, mroczny chórek, późniejsza balladka Ritsuki brzmi niczym numer z bajki Disneya, a j-pop w wykonaniu panów potrafi rozbawić. Z jednej strony niby pomysł abstrakcyjny, ale z drugiej nieźle pobudza ciekawość – aż człowiek czeka kiedy znów zaczną śpiewać i tańczyć. Definitywnie anime to okazuje się zaskoczeniem na mojej liście i bez dwóch zdań będę je oglądać dalej. Ostatni raz tak pozytywne odczucia oglądając reverse haremówkę miałam przy Kamigami no Asobi, a to było jakieś półtora roku temu… ^^”

WSTĘPNA OCENA: 7+

Seraph of the End S2 - 01
TYTUŁ: Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen

OPINIA: Owari no Seraph i ja to bardzo burzliwy związek – wręcz bym powiedziała, podręcznikowe love-hate. Z jednej strony zachwycam się muzyką (chociaż w tym sezonie opening jest absolutnie okropny – piszczenie wokalistki fripSide to nie moja bajka) i grafiką (powiem to po raz setny: TE TŁA!! *______*), ale z drugiej strony bohaterowie potrafią być irytujący (Yuu = podręcznikowy przykład nadgorliwego, shounenowego MC), a całość chce pozować na większą dramę niż jest w rzeczywistości. Sęk jednak w tym, że całkiem fajnie mi się to-to oglądało (to dobra seria, tyle że nie tak ajhfkadwhk-AWESOME!!! jak ją ludzie pisali), więc postanowiłam sprawdzić także sequel, bo (jak lubię mówić) tzw. „syndrom Aldnoah.Zero” jest w niej silny = głowy nie urywa, ale przyjemnie się na to patrzy. Powyższa opinia jednak odnosi się do pierwszego sezonu, gdyż drugi zdaje się korygować niedociągnięcia poprzednika. Poczynając od sporej zmiany w zachowaniu głównego bohatera (więcej w nim rozsądku i ogólnego myślenia), a na prowadzeniu fabuły kończąc (osobiście lubię motywy „nie wiadomo już kto kręci na czyją stronę”; plus bardziej skupiamy się tu na tajemnicach, a mniej na sztucznych dramatach), jednocześnie zachowując wysoką jakość wizualno-dźwiękową. Faktycznie chce mi się oglądać dalej, dowiedzieć co się stanie i to nie tylko przez wzgląd na mojego ulubieńca, mendę Gurena, ale także resztę bandy – zyskują oni w tej serii jakiś taki team spirit, którego wcześniej brakowało. Rozwinęli się tak pod względem charakterów (łatwiej ich polubić) oraz umiejętności – czego tu chcieć więcej? Wampiry kombinują, ludzie kombinują, przyjaciele są wrogami, wrogowie przyjaciółmi. Póki co nowy Seraph spisał się, na nowo pobudzając moją ciekawość odnośnie tego tytułu. Byle ta tendencja się utrzymałam, a całość okaże się naprawdę solidną serią akcji.

WSTĘPNA OCENA: -7

Tantei Team KZ Jiken Note - 01
TYTUŁ: Tantei Team KZ Jiken Note

OPINIA: „Ekipa Detektywów KZ” to ekranizacja popularnych, dziecięcych książek detektywistycznych i jak można się po takiej zapowiedzi domyślać, sprawy, z którymi zmierzą się nasi bohaterowie, raczej będą obracać się wokół problemów życia codziennego, a nie morderstw czy innych przestępstw rodem z powieści Agathy Christie. Bardziej Hyouka niż Shinrei Tantei Yakumo albo choćby Gosick. Moje pierwsze zaskoczenie to fakt, że odcinki tej serii będą miały zaledwie po 10 minut. To trochę mało na dobre rozwinięcie tajemnicy, dlatego, jak widzę, pierwszy wątek został podzielony na kilka epizodów. Sam nasuwa się wniosek, iż chyba lepszym rozwiązaniem byłoby oglądać ten tytuł na raz w większych ilościach. Szczególnie, że pilot jedynie zdąża przedstawić postacie, co nie jest zbyt emocjonującym startem. Całościowo jednak anime to nie robi złego wrażenia choć jest bardzo stonowane pod każdym względem: kolorów, prostego projektu postaci, delikatnych teł, etc. Bohaterowie mieli póki co za mało czasu żeby błysnąć, ale Aya przejawia potencjał na sympatyczną protagonistkę. Zastanawia mnie też ile będzie w tej serii faktycznej burzy mózgów oraz rozwiązywania zagadek, a ile elementów obyczajowych, na których póki co się skupiliśmy. No cóż, na 99% leci do on-hold i nadrobię kiedyś jak najdzie mnie ochota, bo mimo ogólnego uczucia „niczym się to-to nie wybija”, z nieznanych przyczyn przyjemnie mi się Tantei Team oglądało ^^

WSTĘPNA OCENA: 6

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Dance with Devils, Jesień, Owari no Seraph, Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen, Pierwsze Wrażenie, Seraph of the End, Seraph of the End: Battle in Nagoya, Tantei Team KZ Jiken Note

Sezon jesienny ’15 – część 6

$
0
0

K - Return of Kings - 02 top

Chyba pierwszy raz w życiu uda mi się opisać wszystko co sobie zaplanowałam. Aż sama jestem z tego powodu zdziwiona O.o Dzisiejsza paczuszka jest przedostatnia, zaś notki z Pierwszymi Wrażeniami zakończą się tej jesieni na części 7. Czy pojawi się później wpis z mid-season review jeszcze nie wiem – muszę to przemyśleć po zrobieniu ostatecznego przesiewu. Dziś już jednak nie przedłużam i oddaję w wasze ręce tekst o sequelu K: Return of Kings, ostatniej już wariacji na temat magicznej szkoły Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai oraz kilkuminutówkę Anitore! EX.


K - Return of Kings - 01
TYTUŁ: K: Return of Kings

OPINIA: Jesienią 2012 roku (czyli już 3 lata temu), wyszła seria o nazwie K. Był to oryginalny projekt, który przyciągnął ludzi zakręconą fabułą i, przede wszystkim, pięknem wykonania. Zakończył się on jednak w dość otwarty sposób. W zeszłe wakacje mogliśmy oglądać bezpośredni sequel, pełnometrażowe K: Missing Kings zaś Return of Kings kontynuuje od miejsca, gdzie skończył się film. Anime to ogółem należy do chlubnego gatunku „nie całkiem wiem co się dzieje, ale taaaakie to łaaaadne~!”. Mamy multum bohaterów (podzielonych na rywalizujące ze sobą frakcje), niejasne wątki paranormalne oraz może kapkę jakiejś głębszej filozofii, ale koniec końców i tak wszystko sprowadza się do zadowolonego wzdychania oglądając fajerwerki graficzne jakie nam tu funduje ekipa z GoHands. Sceny pojedynków to choreograficznie-kolorystyczna uczta dla oczu (plus tła zwyczajnie zwalają z nóg), przy okazji zaś można posłuchać kojącej muzyki towarzyszącej całemu stadu gwiazd rynku seiyuu. Myślę, że ludzie skłonni byliby to obejrzeć nawet bez fabuły, w formie samego teledysku ;P Nie ma jednak tak źle – historia jest i to nawet całkiem przyjemnie zakręcona (choć jednocześnie nie zawsze zrozumiała). Cały czas czekamy na powrót białowłosego Yashiro (aka podejrzanego, niemieckiego naukowca :p), który znikł w pierwszym sezonie, Niebieski Król zdaje się pomału tracić swoje moce, co nie wróży nic dobrego na przyszłość, zaś osłabiony po utracie swojego lidera gang Homra, na szczęście powoli odzyskuje siły. Żeby tego było mało, wszystkich denerwuje frakcja Zielonych i nie, nie mówię tu o wielbicielach fauny i flory, raczej o fanach morderczych gierek oraz szerzenia ogólnego chaosu. Siadając do tej serii, poprzednie trzeba mieć za sobą, dlatego co tu dużo gadać – jeśli podobały wam się tamte części, tu mamy więcej tego samego. Czy jednak marka K na Return of Kings poprzestanie, to się dopiero okaże.

WSTĘPNA OCENA: 7+

Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai - 01
TYTUŁ: Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai

OPINIA: W końcu udało mi się sprawdzić wszystkie magic-high-school-light-novel i z żalem przyznaję, że na finish zostawiłam sobie najgorsze co gatunek ten ma do zaoferowania tej jesieni. Taimadou prezentuje wszystkie możliwe banały jakie można sobie wyobrazić – w sumie na tym etapie nie powinnam się już o to czepiać, przecież poprzednie tytuły z tego worka też były ich pełne, sęk jednak w tym, że przynajmniej próbowały coś z nimi zrobić, a nawet pomimo wrażenia kilkukrotnego oglądania tego samego odcinka, okazywało się to przyjemnym doświadczeniem (na was patrzę Rakudai i Asterisk). Choć tutaj nie mamy żywej kopii tamtej dwójki, cliché i tak zostały wkomponowane w fabułę. Dostajemy harem z: niezdarą, wyniosłą biczą z mhroczną przeszłością oraz ekscentryczną nauczycielką. Ekipa uczęszcza do szkoły, która trenuje dzieciaki na Inkwizytorów zwalczających osoby posługujące się magią. Główny bohater jest jej pośmiewiskiem, bo jako jedyny używa miecza, a nie broni palnej jak reszta (oczywiście okazuje się w tym piekielnie dobry, choć nikt o tym nie wie). Cała obsada zaś składa się na Oddział 35, potocznie uważanym za miejsce, gdzie trafiają same niedorajdy. Problem polega na tym, że ciężko tu kogokolwiek polubić – niezdara okazała się zbyt niezdarna (serio, oni dali snajperkę do ręki lasce, która pudłując trafiła w NIE TEN BUDYNEK CO TRZEBA?!?!), bicza zamiast zainteresowania wzbudza irytację, a MC nie dostał swojego „time to shine”, więc w sumie niczym się nie wybija (a tak się cieszyłam na serię z Hosoyanem w roli głównej, ech). Misje drużyny stwarzają totalnie inny klimat niż reszta odcinka – całość startuje jako stereotypowa, fanservice’owa „komedia” typu cycki-w-twarz, a po chwili rzuca sceny, gdzie widzimy zabitych ludzi pokrojonych na stołach przez jakąś sektę. Kontrast w tym przypadku jakoś w moich oczach niezbyt wypalił. Takie to jakieś niesympatyczne, standardowe aż do bólu i zwyczajnie męczące – przy zaprezentowanej kombinacji już nawet ładna grafika nie pomoże. A pomyśleć, że przy zapowiedziach, to właśnie na ten tytuł liczyłam najbardziej, spośród wszystkich w tym gatunku.

WSTĘPNA OCENA: 4

Ani Tore! EX - 01
TYTUŁ: Anitore! EX

OPINIA: Pomyślcie o aplikacji treningowej, która pokazuje wam jak wykonywać dane ćwiczenia. Macie? Ok. A teraz wyobraźcie sobie to w formie moe dziewczynki robiącej za waszego instruktora – mniej więcej tak najłatwiej wytłumaczyć na czym polega Anitore, czyli, jak się domyślam, skrót od engurishowego „Anime Toreeningu”. Całość pokazana jest z perspektywy pierwszoosobowej (tak jakbyśmy byli operatorem kamery i filmowali wszystko z ręki), a więc bohaterki mówią do ekranu, zwracając się bezpośrednio do widza – jest to dziwne, ale przynajmniej nie tak creepy jak w Makura no Danshi z zeszłego sezonu. Co jest fajne, to definitywnie same ćwiczenia, np. pierwszy raz w życiu usłyszałam tu o czym takim jak pompka indyjska (widzę jednak póki co tendencję do treningu siłowego, który mnie średnio interesuje). Za co jednak tak słaba ocena? Za wykonanie. Jak babcię kocham, to wszystko jest tak przesiąknięte fanservicem, że aż się rzygać chce. Kadrowanie jest, użyjmy bardzo pięknego polskiego słowa, lubieżne. Bardzo. Spoko, iż seria ma niby motywować do wysiłku fizycznego… no cóż, po sposobie pokazania powiedziałabym, że może i motywuje, ale… w różnym tego słowa znaczeniu ^^” Każdy odcinek to zaledwie 4 minuty (a jeszcze trzeba odjąć ending), więc pewnie zerknę jeszcze na kilka z nich, gdyż faktycznie z merytorycznego punktu widzenia można się tutaj dowiedzieć czegoś nowego, ALE szczerze mogłabym się obejść bez kilogramów moe, ujęć w strojach kąpielowych i sugestywnego wzdychania loli dziewczynek. Ehh, Japan >____>

WSTĘPNA OCENA: 4

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Ani Tore! EX, Anime, Anime de Training! EX, Anitore! EX, AntiMagic Academy 35th Test Platoon, AntiMagic Academy „The 35th Test Platoon”, Jesień, K, K 2nd Season, K Project, K-Project Sequel, K: Missing Kings, K: Return of Kings, Pierwsze Wrażenie, Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai, Taimadou Gakuen Sanjuugo Shiken Shoutai

Sezon jesienny ’15 – część 7

$
0
0

High School Star Musical - 01 top

Najwyższy czas zamknąć wrażenia z jesieni – dziś zaczyna się już piąty tydzień po premierach, więc prędzej pasowałby tutaj przegląd środkowo-sezonowy, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Skupmy się zatem na dwóch ostatnich tytułach, jakie postanowiłam sprawdzić: odmóżdżającym High School Star Musical oraz kryminalnym Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru ;)

Tak tak, wiem – pominęłam pewnie różne rzeczy, które niektórzy z was będą uważać za spore przeoczenie (One Punch Man? :P), ale obecnie po prostu nie mam już ochoty na nic więcej. Zachęcam jednak do podzielenia się opiniami na temat serii nieopisanych w PW – bardzo chętnie poczytam na co ewentualnie zwrócić uwagę w przyszłości, a i może wasze opinie pomogą innym czytelnikom ^^


High School Star Musical - 01
TYTUŁ: High School Star Musical

OPINIA: Wysyp musicali nam się zrobił w tym sezonie, bynajmniej jednak nie protestuję z tego powodu. Nigdy niby nie byłam ich przesadnym entuzjastą (mój stosunek do tego typu produkcji raczej jest dość obojętny, choć TA scena z Into the Woods zawsze będzie miała miejsce w moim serduchu xD), ale przyznaję, iż w formie anime okazują się one bardzo przyjemnym doświadczeniem – w tym przypadku zaś, dodatkowo całkiem zabawnym. Ogółem Starmyu to w pewnym sensie takie UtaPri bez Nanami – ot, banda chłopaczków chce się wkręcić do przemysłu rozrywkowego, a że najbardziej poważanym wydziałem w ich szkole jest ten odpowiedzialny za naukę sztuki musicalu (śpiew, taniec, aktorstwo), to właśnie tam będzie toczyć się akcja. Piątka bohaterów skazana jest w przyszłości połączyć siły i stworzyć dobrze działający team, ale, jak można się domyślić, początkowo mają trudności z dogadaniem się. A bo to jeden jest zupełnym amatorem, inny znów cierpi na przerost ego, a kolejny ma problemy z opanowaniem tremy – oczywiście seria pokaże nam przezwyciężanie ich indywidualnych słabości oraz towarzyszący temu rozkwit przyjaźni w zespole. Standard. Kto jednak ogląda tego typu anime dla fabuły? Co się tu naprawdę liczy, to muzyka oraz bohaterowie (i ich perspektywy na bycie pożywką dla fujoshi :P). Ci drudzy nie zwalili mnie na razie z nóg, ale też nie ma nikogo, kto by strasznie denerwował. Star Musical oferuje przy okazji całkiem niezłą gromadkę seiyuu, w tym dwójkę, której śpiewu bardzo lubię słuchać, czyli Junichiego Suwabe oraz Yoshimase Hosoye. Pomijając jednak moje spaczenie i stronniczość pod tym względem, pokazane tu muzyczne numery, poczynając od openingu/endingu, a na indywidualnych utworach kończąc, są z jednej strony typowym, ale z drugiej solidnym j-popem. Plus jak już wspomniałam na starcie – to jest tak niepoważne, że osobiście mam spory ubaw przy oglądaniu, no bo jak się opanować, kiedy bohaterowie nagle zaczynają ni z gruszki, ni z pietruszki tańczyć i śpiewać w swoich wyimaginowanych światach? ;] Ostrzegam, second-hand embarrassment jest silny w tej serii! Jeżeli jednak ma się ochotę na coś odmóżdżającego w mało inwazyjny sposób, co przy okazji funduje trochę fajnej muzyki, można dać Starmyu szansę.

WSTĘPNA OCENA: 6

Sakurakosan no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru - 01
TYTUŁ: Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru

OPINIA: Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny, zawsze gdy oglądam to anime, akurat jem kolację. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że niekoniecznie jest to tytuł odpowiedni do posiłku – bo kto lubi podziwiać przeczesywanie miejsca zbrodni, tudzież oględziny ciała w poszukiwaniu przyczyny śmierci, jednocześnie wtryniając spaghetti? :P Spokojnie spokojnie, choć ujęcie tego w taki sposób działa na wyobraźnię, bynajmniej nie trzeba dołączać do tego anime metki „tylko dla ludzi o mocnych nerwach”. Nie da się ukryć, iż nie stroni od pokazywania dość nieprzyjemnych widoków, ale też nie stara się niczego specjalnie obrzydzać czy karykaturować. Zamiast tego aplikuje typowo kryminologiczne podejście do sprawy, systematycznie porządkując informacje, by rozwiązać zagadkę. Przez wzgląd na bohaterów, nie nazwałabym tego animowanym CSI na mniejszą skalę, ale takie przyrównanie na pewno wyrabia chodź trochę obraz czego się spodziewać. À propos postaci – tworzą oni całkiem ciekawe combo ekscentrycznej pani osteolog (aka naukowiec specjalizujący się w wiedzy o kościach) oraz stoickiego licealisty. Są odpowiednio różni, żeby się nawzajem uzupełniać/doprowadzać do szału xD Wątków miłosnych na razie nie ma i to mnie cieszy, ale definitywnie czeka nas interpersonalna drama, co można łatwo wywnioskować po openingu. Nie mogłabym też nie wspomnieć o pięknym wykonaniu. Tła są prześliczne (niezwykle szczegółowe), a pastelowa kolorystyka ciekawie kontrastuje z dość przecież ponurym motywem serii. Żeby jednak nie było, że tylko chwalę – łatwo przypuszczać, że anime to pewnie okaże się bardzo schematyczne. Dobrze wykonane, ale ciągle podążające tą samą formułą: bohaterowie coś robią, znajdują ciało, analizują je by rozwiązać zagadkę. Nie ma tu za bardzo miejsca na udziwnianie lecz osoby, które, jak ja, będą oglądały ten tytuł z ciekawości, a nie zamiłowania do tego typu kryminałów, mogą się w końcu znudzić. Drug sprawa to sam odcinek – choć z jednej strony nie potrafię mu praktycznie nic zarzucić, to z drugiej… jakoś ma problem z przyciąganiem uwagi. Nie czuję tu na razie tego „przylepienia do ekranu”, ani jakiejkolwiek więzi emocjonalnej z tym co oglądam. Tym samym daję Sakurako-san 3 odcinki – jeśli mnie nie wkręci, to leci do on-hold i będzie czekało na maraton końcem sezonu.

WSTĘPNA OCENA: -7

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, A Corpse is Buried Under Sakurako's Feet, Anime, Beautiful Bones -Sakurako's Investigation-, High School Star Musical, Jesień, Koukou Hoshi Kageki, Pierwsze Wrażenie, Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru, Starmyu

Sezon jesienny ’15 – część 3

$
0
0

Lance N' Masques - 01 top

Ach, piękny ten art od Shino (patrz wyżej)! Jakoś tak stwierdziłam, że wykorzystam w tym sezonie na front notek ładne ujęcia z openingów/endingów, bo jest ich wyjątkowo dużo ^^ Wracając jednak do tematu – wczoraj mieliśmy dzień przerwy (zwykle piszę wieczorami, ale tym razem większy priorytet miał mecz siatkarzy ;p) lecz dzisiaj bierzemy się znów do bezwstydnego komentowania anime z sezonu jesiennego. Na tapetę bierzemy trzy serie (choć jedna to kilku-minutówka): Lance N’ Masques, Diabolik Lovers More,Blood oraz Onsen Yousei Hakone-chan.


Lance N' Masques - 01
TYTUŁ: Lance N’ Masques

OPINIA: Magic-high-school-light-novel po raz… trzeci? Na tym etapie człowiek zaczyna się zastanawiać, czy może by tak nie wyemigrować do Japonii i napisać swoją własną wariację na temat – jak widać sprzeda się na pewno, a i jeszcze na 99% dostanie anime ;P Zanim jednak oddam się dalszemu snuciu planów dotyczących mojej międzynarodowej kariery literackiej, zobaczmy co ta wersja schematu ma nam do zaoferowania. Nie da się zaprzeczyć, że tym razem chociaż próbuje odrobinkę odejść od stereotypów swoich poprzedników (już nie ma się wrażenia oglądania kolejny raz tego samego odcinka) – klimatem celuje w coś à la Zorro współczesnych czasów (co podkreśla muzyka), a postacie zdają się mieć inne problemy niż magiczne turnieje, czy inne czarodziejskie rywalizacje. Głównym bohaterem jest rycerz, który rycerzem być nie chce, ale cierpi na, jak to nazwał, „syndrom księcia na białym koniu”, więc gdy tylko słyszy damę w potrzebie, automatycznie pędzi ją ratować, co często pakuje go w kłopoty. Ogółem bzdury jakie wygaduje po owej akcji ratowania są nawet zabawne, a chłopak sprawia pozytywne wrażenie. Druga strona medalu to mała dziewczynka, która jako jedna z nielicznych nie uważa go za dziwaka, miast tego podziwiając jego heroizm. Co mnie frapowało przez cały odcinek – ile ona tak właściwie ma lat? ^^” W sumie nie mam nic przeciwko loli, ale ta tutaj jest wyjątkowo dziecinna i o ile faktycznie jest dzieckiem to w porządku, ale gdyby się okazało, że wyskoczą z informacją „Makio Kidouin – lat 15” (i wkręcą w poważniejsze wątki pozostawiając infantylność), to się przekręcę. Najbardziej zawodzi wygląd. Kreskę Shino można pięknie przenieść na ekran, co udowodnił Madhouse przy Kamisama no Inai Nichiyoubi, jednak Lance N’ Masques nie ma ani krzty tamtego uroku. Anime nie jest brzydkie, ale mogli się bardziej postarać, szczególne z projektem postaci. Fabuła chce zasugerować, iż ma coś ciekawego do zaoferowania, ale pierwszy ep średnio radzi sobie z przykuwaniem uwagi widza, przez co odcinek szybko wylatuje z pamięci. Pisząc poniższe PW zdążyła mi już ulecieć połowa przemyśleń jakie miałam na świeżo po seansie, a to tylko uwypukla brak tego „czegoś” co sprawia, że nasz umysł krąży wokół danego tytułu i tydzień po tygodniu przyciągają nas przez ekran. Seria krzyczy „niewykorzystany potencjał”, kiedy najbardziej wyrazistym elementem całości okazała się animacja z openingu. Z jakiegoś powodu jednak chcę udzielić Lance N’ Masques kredytu zaufania – koniec końców to urocze anime i zobaczymy co mi powie „reguła trzech odcinków”.

WSTĘPNA OCENA: -6

Diabolik Lovers More, Blood - 01
TYTUŁ: Diabolik Lovers More,Blood

OPINIA: Po obejrzeniu pierwszego odcinka byłam w szczerym szoku – to to ma w tym sezonie właściwą fabułę?!?! Co prawda nadal trochę nie dowierzam i nie zdziwiłabym się, gdybyśmy od następnego epizodu wrócili do standardowego znęcania się nad Bitch-chan (w końcu już tutaj nam go nie poskąpili), ale i tak – całe to tło z Ewą, rajem etc. jest, jak do tej pory, chyba najbliższe jakimkolwiek konkretom jakie zaoferował powyższy tytuł. Pomijając jednak ten nader zaskakujący element More,Blood, anime bynajmniej schematem nie odchodzi od swojego poprzednika, tyle że tym razem ekipa wampirzych brutali rozrośnie się o kolejne 4 postacie, które będą traktowały Yui jak przenośny bank krwi. Czego jednak nie do końca rozumiem, to umiejscowienia tej części na time-line’ie. Oglądamy kontynuację? Inną ścieżkę (aka wydarzenia z poprzedniego sezonu nie miały tu miejsca)? Czy co u licha? Miło, że nikt nie pomyślał o żadnych wyjaśnieniach. W każdym bądź razie Diabolik Lovers nadal jest są samą, niedorzeczną serią, jaką to człowiek zdążył pokochać w swej nienawiści. Śmiałam się już po pierwszej minucie widząc gościa, który ostro szpanował eye patchem ubranym na okulary :P Czytanie zaś komentarzy w fandomie jest równie zabawne co rok remu – czasami człowiek ogląda serię, która jest shitem i nie może tego zdzierżyć, w tym jednak przypadku, z pełną świadomością crapu na ekranie, można zluzować i do woli nabijać się z rzucanych nam w twarz idiotyzmów. Co jednak jest jeszcze ciekawsze, to fakt, iż tytuł ten miał potencjał być dobry, gdyby tylko główna bohaterka nie była taką niemotą. Spójrzmy prawdzie w oczy – media nam zakręciły ostatnio w głowie wizerunkiem szarmanckich, błyszczących wampirów, tu natomiast dostajemy ich bardziej surową wersję (i powiedziałabym bliższą ich oryginalnemu obrazowi): wulgarną, okrutną i totalnie nie liczącą się z ludźmi, po czym czujemy się tym faktem obrażeni. Gdyby jednak Yui była silniejszą postacią (plus wyposażoną w kilka osikowych kołków :P), zaserwowany tak konflikt charakterów mógł być interesujący. Sęk jednak w tym, że nie ma, a patrząc na DiaLovers jako na ekranizację gry otome, można czuć się zaniepokojonym pokazywaniem tego wszystkiego przez pryzmat romansu (syndrom sztokholmski anyone?). No cóż, całość jest mega ładna, ma klimatyczną muzykę, gromadę znanych seiyuu + można się niezobowiązująco pośmiać jeśli wyłączyć najpierw mózg.

WSTĘPNA OCENA: 3+

Onsen Yousei Hakone-chan - 01
TYTUŁ: Onsen Yousei Hakone-chan

OPINIA: Typowy przeciętniaczek. I to taki, o którym się zapomina niedługo po obejrzeniu odcinka. Fakt zaś, że mamy tym razem do czynienia z kilku-minutówką, tylko ten efekt potęguje. Żeby jednak nie było – ciężko się doszukać czegoś przesadnie złego, czy odrzucającego w tym anime. Główna boginka jest całkiem słodka, kreska sympatyczna, a chociaż twórcy naprawdę mogli sobie podarować ten boob-grab, całość jest dość urocza. Sęk jednak w tym, że tego typu krótkie serie i to podpisane jako komedie, powinny potrafić człowieka rozbawić w tym limitowanym czasie jaki mają dostępny. Danna ga Nani wo Itteiru ka Wakaranai Ken było mistrzem w tym elemencie, tu natomiast na dobrych zamiarach się chyba skończyło. Pewnie zerknę z ciekawości na jeszcze jeden ep – mówimy tu w końcu o całych 3 minutach – ale coś mi się wydaje, że to będzie koniec mojej przygody z gorącymi źródłami i ich strażniczymi duszkami.

WSTĘPNA OCENA: -5

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Diabolik Lovers, Diabolik Lovers More Blood, Jesień, Lance and Masks, Lance N’ Masques, LN'M, Onsen Yousei Hakone-chan, Pierwsze Wrażenie

Sezon jesienny ’15 – część 4

$
0
0

Comet Lucifer - 01 top

Zerkam na to co mi leży na dysku i myślę, że nie wliczając tej notki, powinny się pojawić jeszcze trzy PW (ale oczywiście niczego nie obiecuję, bo to zależy od tego ile jeszcze pierwszych odcinków jestem w stanie przetrawić). Kończy się też kolejny tydzień, a więc trzeba się porządnie zabrać za robienie przesiewu – 15 wychodzących anime oglądać jednocześnie nie będę, to już nie te czasy hahaha ;p Zobaczmy, czy Comet Lucifer oraz Utawarerumono: Itsuwari no Kamen zasłużyły na pozostawienie ich na liście „watching”.


Comet Lucifer - 01
TYTUŁ: Comet Lucifer

OPINIA: Anime to wypadło mi w oko już na etapie zapowiedzi, ale jednocześnie nie do końca wiedziałam czego tak naprawdę się po nim spodziewać, gdyż postanowiło połączyć elementy, które mi się zazwyczaj podobają (świat fantasy, tajemnice, intrygi, magia [no, magiczne kryształy]), z czymś za czym nie przepadam (mechy). Trzeba jednak serii przyznać, że póki co sprawia wrażenie tego lepszego odłamu gatunku i przerośnięte roboty są tu raczej narzędziami, a nie filozofią, co mnie bardzo cieszy (z oglądaniem tego typu mechów raczej nie mam problemu). Całość zaś rozpoczyna się dość normalnie – ot, nasz chłopaczek zostaje trochę wbrew wylanej woli wplątany w kłótnię między dwójką przyjaciół (choć może lepiej powiedzieć „kłótnię przedmałżeńską”, ponieważ problemem są ich rzekome zaręczyny), a po pościgu przez miasto na dziwnych pojazdach (obowiązkowo latających) wpada do Wielkiej Dziury™, gdzie fabuła zaczyna się naprawdę – boy meets girl, things happen, wiemy jak to dalej idzie. Dziewczyna nie ma o świecie zielonego pojęcia, a dodatkowo zdaje się łączyć ją dziwna więź z nietypowym mechem, który bardziej od robota przypomina myślące zwierzę, co zresztą fajnie odzwierciedla kontrast wyglądu między normalną, surową, Dwunożną Zbroją (miejscowa nazwa Gundamów ;p), a nowym, wręcz dzikim, „wynalazkiem”. Pierwszy odcinek oferuje całkiem sympatyczną grafikę, CG, oraz perspektywę na interesujący plot, zakrapia to jednak sporą ilością cliché głupot takich jak sceny rumieńców i zażenowania w momentach, kiedy życie bohaterów wisi na włosku (myślę że osobiście mało by mnie obchodziło kto mnie obejmuje, gdyby przed moimi oczami naparzały się dwa olbrzymie roboty :P), albo sugestie, iż pewnie później wcisną w to love-triangle drame (o upadku do Wielkiej Dziury™, po którym bohaterom ABSOLUTNIE NIC się nie stało nawet nie wspominam ^^”). Anime jednak bez dwóch zdań ma potencjał, jeśli skupi się na tajemniczych kryształach, podejrzanych wojskowych i magicznych zdolnościach uroczej loli, miast fundować kolejne teenage slice-of-life. Na pewno będę chciała zobaczyć więcej, ale jednocześnie zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby tę serię machnąć maratonem na koniec sezonu.

WSTĘPNA OCENA: -7

Utawarerumono - Itsuwari no Kamen - 01
TYTUŁ: Utawarerumono: Itsuwari no Kamen

OPINIA: Nie do końca jest to seria jakiej się spodziewałam, ale bez wątpienia mamy do czynienia z jedną z lepszych propozycji jesieni! Po opisie zakładałam, że nowe Utawarerumono będzie kolejną wariacją na temat japońskiego folkloru, tymczasem wydaje mi się, że bardziej adekwatnie byłoby sklasyfikować je jako typową serię fantasy. Główny bohater z jakiegoś powodu przybywa do nowego świata pełnego monstrum i dziewcząt z kocimi uszami, zaś po byciu uratowanym od tego pierwszego przez tą drugą, rozpoczyna swoją podróż. Dodatkowo łatwo domyślić się po stroju, przypominającym to, w co ubiera się pacjentów w szpitalu, że brak wiedzy o nowej rzeczywistości, w jego przypadku wiąże się z czymś więcej niż amnezją, na którą cierpi. Haku to, swoją drogą, interesująca postać – choć jest leniwy i za grosz w nim kondycji, czy zapału do pracy (nie dziwota, skoro, jak można wywnioskować, spędził sporo czasu w szpitalnym łóżku), nadrabia to szybkim myśleniem oraz sporą inteligencją. Wydaje mi się też całkiem realistycznym przedstawieniem „człowieka naszych czasów” wrzuconego do dużo trudniejszego życia – gdyby tak kogokolwiek z nas nagle przenieść do, powiedzmy, średniowieczna, pewnie sprawialibyśmy podobne wrażenie na tubylcach: słabych i bezradnych, nieżyciowych chuderlaków. Taki rozkład „punktów umiejętności” nie działa na razie na korzyść MC, ale zdaje się, iż towarzyszka podróży naszego leniwca, będzie wiedziała jak wykorzystać te zalety. Między bohaterami szybko wytwarza się naprawdę niezła chemia, a oglądanie ich interakcji sprawia sporą radochę – są oni różni jak ogień i woda, jednak twórcy nie zrobili z nich tzw. bickering couple, czyli pary sprzeczającej się przy każdej możliwej okazji (choć oczywiście natychmiastowego porozumienia też ciężko oczekiwać) idąc w motyw towarzyszy, który się nawzajem uzupełniają. Grafika jest naprawdę ładna, ze szczególnym naciskiem na piękne, śnieżne scenerie oraz całkiem niezłe CG. Wytwarza to bardzo surowy klimat, pasujący do przedstawionego świata, żeby jednak nie było zbyt poważnie, nie zabraknie też okazji do śmiechu, zaskakująco w większości prowokowanych przez Kuon – kiedy ta, na pierwszy rzut oka, ułożona kobietka zakrada się podglądać Haku, gdy ten bierze kąpiel, ciężko powstrzymać śmiech widząc jej reakcje :D Anime póki co robi naprawdę dobre i porządne wrażenie, a dodajmy, mówię to wszystko z punktu widzenia osoby, która nie widziała prequela (Utawarerumono [2006]), jednak widząc tak solidną serię, definitywnie muszę ten brak nadrobić!

WSTĘPNA OCENA: -8

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Comet Lucifer, Jesień, Pierwsze Wrażenie, Utawarerumono, Utawarerumono: False Mask, Utawarerumono: Itsuwari no Kamen, Utawarerumono: The False Faces

Sezon jesienny ’15 – część 5

$
0
0

Dance with Devils - 02 top

Powoli powoli finishujemy. Cieszy mnie to, bo serie za niedługo będą dobijać do półmetka, a ja tu nadal Pierwsza Wrażenia piszę :P W każdym razie dzisiejsze propozycje to dziwna mieszanka gatunków – zerknijmy na Dance with Devils, sequel Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen oraz Tantei Team KZ Jiken Note.


Dance with Devils - 01
TYTUŁ: Dance with Devils

OPINIA: Podchodziłam do tej serii z oczekiwaniami na poziomie DiaLovers, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to w ogóle nie ta sama liga! Z ręką na sercu: Dance with Devils jest dobre. Serio, nie nabijam się z was. To oryginalne otome (które, jak już zapowiedziano, i tak zostanie przerobione na vn-kę; zresztą co się dziwić, skoro tytuł ten aż się o to prosi swoją konstrukcją) może i nie brzmi z opisu zbyt atrakcyjnie (a raczej: za bardzo kojarzy się ze wspomnianym Diabolik Lovers), ale wierzcie lub nie, udaje mu się dodać charakterku do wyświechtanych cliché, gwarantując całkiem niezłą zabawę przy oglądaniu. Najważniejsze: główna bohaterka ma osobowość!! Nie popychadło, nie ciepła klucha – to konkretna dziewczyna, która złości się kiedy zostaje oskarżona o coś głupiego, potrafi podziękować, gdy zostaje jej udzielona pomoc, zaś w sytuacji kryzysowej, wykazuje odpowiednią ilość zdrowego rozsądku, żeby zadzwonić po policję. Ja wiem – to nie brzmi nadzwyczajnie, ale pamiętajmy, że mówimy o heroinie otome – ten typ ma w zwyczaju rozwijać się pod stopami jak dywan i zapraszać wszystkich, żeby ją podeptali, więc taka normalna/ludzka Ritsuka naprawdę robi w tej sytuacji spore wrażenie. Faceci to natomiast standardowa mieszanka charakterów, seria jednak póki co zdaje się skupiać na stoickim Remie. Fun fact: czerwonowłosy przystojniak z plakatu, to nie kolejny kawaler do wzięcia, a brat naszej MC (jakoś przy zapowiedziach nie zauważyłam, że mają to samo nazwisko ;P). Gdyby zaś nieźle zarysowana fabuła oraz zaskakująco rozsądne postacie wam nie wystarczyły za rekomendację, dorzućmy element, który mnie osobiście absolutnie kupił (bo jest tak nietypowy): słowo „taniec” w Dance with Devils nie jest przypadkowe, bo uwaga uwaga, mamy tu do czynienia z musicalem! :D A co ciekawe, piosenki są naprawdę dobre! Utwór otwierający to świetny, mroczny chórek, późniejsza balladka Ritsuki brzmi niczym numer z bajki Disneya, a j-pop w wykonaniu panów potrafi rozbawić. Z jednej strony niby pomysł abstrakcyjny, ale z drugiej nieźle pobudza ciekawość – aż człowiek czeka kiedy znów zaczną śpiewać i tańczyć. Definitywnie anime to okazuje się zaskoczeniem na mojej liście i bez dwóch zdań będę je oglądać dalej. Ostatni raz tak pozytywne odczucia oglądając reverse haremówkę miałam przy Kamigami no Asobi, a to było jakieś półtora roku temu… ^^”

WSTĘPNA OCENA: 7+

Seraph of the End S2 - 01
TYTUŁ: Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen

OPINIA: Owari no Seraph i ja to bardzo burzliwy związek – wręcz bym powiedziała, podręcznikowe love-hate. Z jednej strony zachwycam się muzyką (chociaż w tym sezonie opening jest absolutnie okropny – piszczenie wokalistki fripSide to nie moja bajka) i grafiką (powiem to po raz setny: TE TŁA!! *______*), ale z drugiej strony bohaterowie potrafią być irytujący (Yuu = podręcznikowy przykład nadgorliwego, shounenowego MC), a całość chce pozować na większą dramę niż jest w rzeczywistości. Sęk jednak w tym, że całkiem fajnie mi się to-to oglądało (to dobra seria, tyle że nie tak ajhfkadwhk-AWESOME!!! jak ją ludzie pisali), więc postanowiłam sprawdzić także sequel, bo (jak lubię mówić) tzw. „syndrom Aldnoah.Zero” jest w niej silny = głowy nie urywa, ale przyjemnie się na to patrzy. Powyższa opinia jednak odnosi się do pierwszego sezonu, gdyż drugi zdaje się korygować niedociągnięcia poprzednika. Poczynając od sporej zmiany w zachowaniu głównego bohatera (więcej w nim rozsądku i ogólnego myślenia), a na prowadzeniu fabuły kończąc (osobiście lubię motywy „nie wiadomo już kto kręci na czyją stronę”; plus bardziej skupiamy się tu na tajemnicach, a mniej na sztucznych dramatach), jednocześnie zachowując wysoką jakość wizualno-dźwiękową. Faktycznie chce mi się oglądać dalej, dowiedzieć co się stanie i to nie tylko przez wzgląd na mojego ulubieńca, mendę Gurena, ale także resztę bandy – zyskują oni w tej serii jakiś taki team spirit, którego wcześniej brakowało. Rozwinęli się tak pod względem charakterów (łatwiej ich polubić) oraz umiejętności – czego tu chcieć więcej? Wampiry kombinują, ludzie kombinują, przyjaciele są wrogami, wrogowie przyjaciółmi. Póki co nowy Seraph spisał się, na nowo pobudzając moją ciekawość odnośnie tego tytułu. Byle ta tendencja się utrzymałam, a całość okaże się naprawdę solidną serią akcji.

WSTĘPNA OCENA: -7

Tantei Team KZ Jiken Note - 01
TYTUŁ: Tantei Team KZ Jiken Note

OPINIA: „Ekipa Detektywów KZ” to ekranizacja popularnych, dziecięcych książek detektywistycznych i jak można się po takiej zapowiedzi domyślać, sprawy, z którymi zmierzą się nasi bohaterowie, raczej będą obracać się wokół problemów życia codziennego, a nie morderstw czy innych przestępstw rodem z powieści Agathy Christie. Bardziej Hyouka niż Shinrei Tantei Yakumo albo choćby Gosick. Moje pierwsze zaskoczenie to fakt, że odcinki tej serii będą miały zaledwie po 10 minut. To trochę mało na dobre rozwinięcie tajemnicy, dlatego, jak widzę, pierwszy wątek został podzielony na kilka epizodów. Sam nasuwa się wniosek, iż chyba lepszym rozwiązaniem byłoby oglądać ten tytuł na raz w większych ilościach. Szczególnie, że pilot jedynie zdąża przedstawić postacie, co nie jest zbyt emocjonującym startem. Całościowo jednak anime to nie robi złego wrażenia choć jest bardzo stonowane pod każdym względem: kolorów, prostego projektu postaci, delikatnych teł, etc. Bohaterowie mieli póki co za mało czasu żeby błysnąć, ale Aya przejawia potencjał na sympatyczną protagonistkę. Zastanawia mnie też ile będzie w tej serii faktycznej burzy mózgów oraz rozwiązywania zagadek, a ile elementów obyczajowych, na których póki co się skupiliśmy. No cóż, na 99% leci do on-hold i nadrobię kiedyś jak najdzie mnie ochota, bo mimo ogólnego uczucia „niczym się to-to nie wybija”, z nieznanych przyczyn przyjemnie mi się Tantei Team oglądało ^^

WSTĘPNA OCENA: 6

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Anime, Dance with Devils, Jesień, Owari no Seraph, Owari no Seraph: Nagoya Kessen-hen, Pierwsze Wrażenie, Seraph of the End, Seraph of the End: Battle in Nagoya, Tantei Team KZ Jiken Note

Sezon jesienny ’15 – część 6

$
0
0

K - Return of Kings - 02 top

Chyba pierwszy raz w życiu uda mi się opisać wszystko co sobie zaplanowałam. Aż sama jestem z tego powodu zdziwiona O.o Dzisiejsza paczuszka jest przedostatnia, zaś notki z Pierwszymi Wrażeniami zakończą się tej jesieni na części 7. Czy pojawi się później wpis z mid-season review jeszcze nie wiem – muszę to przemyśleć po zrobieniu ostatecznego przesiewu. Dziś już jednak nie przedłużam i oddaję w wasze ręce tekst o sequelu K: Return of Kings, ostatniej już wariacji na temat magicznej szkoły Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai oraz kilkuminutówkę Anitore! EX.


K - Return of Kings - 01
TYTUŁ: K: Return of Kings

OPINIA: Jesienią 2012 roku (czyli już 3 lata temu), wyszła seria o nazwie K. Był to oryginalny projekt, który przyciągnął ludzi zakręconą fabułą i, przede wszystkim, pięknem wykonania. Zakończył się on jednak w dość otwarty sposób. W zeszłe wakacje mogliśmy oglądać bezpośredni sequel, pełnometrażowe K: Missing Kings zaś Return of Kings kontynuuje od miejsca, gdzie skończył się film. Anime to ogółem należy do chlubnego gatunku „nie całkiem wiem co się dzieje, ale taaaakie to łaaaadne~!”. Mamy multum bohaterów (podzielonych na rywalizujące ze sobą frakcje), niejasne wątki paranormalne oraz może kapkę jakiejś głębszej filozofii, ale koniec końców i tak wszystko sprowadza się do zadowolonego wzdychania oglądając fajerwerki graficzne jakie nam tu funduje ekipa z GoHands. Sceny pojedynków to choreograficznie-kolorystyczna uczta dla oczu (plus tła zwyczajnie zwalają z nóg), przy okazji zaś można posłuchać kojącej muzyki towarzyszącej całemu stadu gwiazd rynku seiyuu. Myślę, że ludzie skłonni byliby to obejrzeć nawet bez fabuły, w formie samego teledysku ;P Nie ma jednak tak źle – historia jest i to nawet całkiem przyjemnie zakręcona (choć jednocześnie nie zawsze zrozumiała). Cały czas czekamy na powrót białowłosego Yashiro (aka podejrzanego, niemieckiego naukowca :p), który znikł w pierwszym sezonie, Niebieski Król zdaje się pomału tracić swoje moce, co nie wróży nic dobrego na przyszłość, zaś osłabiony po utracie swojego lidera gang Homra, na szczęście powoli odzyskuje siły. Żeby tego było mało, wszystkich denerwuje frakcja Zielonych i nie, nie mówię tu o wielbicielach fauny i flory, raczej o fanach morderczych gierek oraz szerzenia ogólnego chaosu. Siadając do tej serii, poprzednie trzeba mieć za sobą, dlatego co tu dużo gadać – jeśli podobały wam się tamte części, tu mamy więcej tego samego. Czy jednak marka K na Return of Kings poprzestanie, to się dopiero okaże.

WSTĘPNA OCENA: 7+

Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai - 01
TYTUŁ: Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai

OPINIA: W końcu udało mi się sprawdzić wszystkie magic-high-school-light-novel i z żalem przyznaję, że na finish zostawiłam sobie najgorsze co gatunek ten ma do zaoferowania tej jesieni. Taimadou prezentuje wszystkie możliwe banały jakie można sobie wyobrazić – w sumie na tym etapie nie powinnam się już o to czepiać, przecież poprzednie tytuły z tego worka też były ich pełne, sęk jednak w tym, że przynajmniej próbowały coś z nimi zrobić, a nawet pomimo wrażenia kilkukrotnego oglądania tego samego odcinka, okazywało się to przyjemnym doświadczeniem (na was patrzę Rakudai i Asterisk). Choć tutaj nie mamy żywej kopii tamtej dwójki, cliché i tak zostały wkomponowane w fabułę. Dostajemy harem z: niezdarą, wyniosłą biczą z mhroczną przeszłością oraz ekscentryczną nauczycielką. Ekipa uczęszcza do szkoły, która trenuje dzieciaki na Inkwizytorów zwalczających osoby posługujące się magią. Główny bohater jest jej pośmiewiskiem, bo jako jedyny używa miecza, a nie broni palnej jak reszta (oczywiście okazuje się w tym piekielnie dobry, choć nikt o tym nie wie). Cała obsada zaś składa się na Oddział 35, potocznie uważanym za miejsce, gdzie trafiają same niedorajdy. Problem polega na tym, że ciężko tu kogokolwiek polubić – niezdara okazała się zbyt niezdarna (serio, oni dali snajperkę do ręki lasce, która pudłując trafiła w NIE TEN BUDYNEK CO TRZEBA?!?!), bicza zamiast zainteresowania wzbudza irytację, a MC nie dostał swojego „time to shine”, więc w sumie niczym się nie wybija (a tak się cieszyłam na serię z Hosoyanem w roli głównej, ech). Misje drużyny stwarzają totalnie inny klimat niż reszta odcinka – całość startuje jako stereotypowa, fanservice’owa „komedia” typu cycki-w-twarz, a po chwili rzuca sceny, gdzie widzimy zabitych ludzi pokrojonych na stołach przez jakąś sektę. Kontrast w tym przypadku jakoś w moich oczach niezbyt wypalił. Takie to jakieś niesympatyczne, standardowe aż do bólu i zwyczajnie męczące – przy zaprezentowanej kombinacji już nawet ładna grafika nie pomoże. A pomyśleć, że przy zapowiedziach, to właśnie na ten tytuł liczyłam najbardziej, spośród wszystkich w tym gatunku.

WSTĘPNA OCENA: 4

Ani Tore! EX - 01
TYTUŁ: Anitore! EX

OPINIA: Pomyślcie o aplikacji treningowej, która pokazuje wam jak wykonywać dane ćwiczenia. Macie? Ok. A teraz wyobraźcie sobie to w formie moe dziewczynki robiącej za waszego instruktora – mniej więcej tak najłatwiej wytłumaczyć na czym polega Anitore, czyli, jak się domyślam, skrót od engurishowego „Anime Toreeningu”. Całość pokazana jest z perspektywy pierwszoosobowej (tak jakbyśmy byli operatorem kamery i filmowali wszystko z ręki), a więc bohaterki mówią do ekranu, zwracając się bezpośrednio do widza – jest to dziwne, ale przynajmniej nie tak creepy jak w Makura no Danshi z zeszłego sezonu. Co jest fajne, to definitywnie same ćwiczenia, np. pierwszy raz w życiu usłyszałam tu o czym takim jak pompka indyjska (widzę jednak póki co tendencję do treningu siłowego, który mnie średnio interesuje). Za co jednak tak słaba ocena? Za wykonanie. Jak babcię kocham, to wszystko jest tak przesiąknięte fanservicem, że aż się rzygać chce. Kadrowanie jest, użyjmy bardzo pięknego polskiego słowa, lubieżne. Bardzo. Spoko, iż seria ma niby motywować do wysiłku fizycznego… no cóż, po sposobie pokazania powiedziałabym, że może i motywuje, ale… w różnym tego słowa znaczeniu ^^” Każdy odcinek to zaledwie 4 minuty (a jeszcze trzeba odjąć ending), więc pewnie zerknę jeszcze na kilka z nich, gdyż faktycznie z merytorycznego punktu widzenia można się tutaj dowiedzieć czegoś nowego, ALE szczerze mogłabym się obejść bez kilogramów moe, ujęć w strojach kąpielowych i sugestywnego wzdychania loli dziewczynek. Ehh, Japan >____>

WSTĘPNA OCENA: 4

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, Ani Tore! EX, Anime, Anime de Training! EX, Anitore! EX, AntiMagic Academy 35th Test Platoon, AntiMagic Academy „The 35th Test Platoon”, Jesień, K, K 2nd Season, K Project, K-Project Sequel, K: Missing Kings, K: Return of Kings, Pierwsze Wrażenie, Taimadou Gakuen 35 Shiken Shoutai, Taimadou Gakuen Sanjuugo Shiken Shoutai

Sezon jesienny ’15 – część 7

$
0
0

High School Star Musical - 01 top

Najwyższy czas zamknąć wrażenia z jesieni – dziś zaczyna się już piąty tydzień po premierach, więc prędzej pasowałby tutaj przegląd środkowo-sezonowy, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Skupmy się zatem na dwóch ostatnich tytułach, jakie postanowiłam sprawdzić: odmóżdżającym High School Star Musical oraz kryminalnym Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru ;)

Tak tak, wiem – pominęłam pewnie różne rzeczy, które niektórzy z was będą uważać za spore przeoczenie (One Punch Man? :P), ale obecnie po prostu nie mam już ochoty na nic więcej. Zachęcam jednak do podzielenia się opiniami na temat serii nieopisanych w PW – bardzo chętnie poczytam na co ewentualnie zwrócić uwagę w przyszłości, a i może wasze opinie pomogą innym czytelnikom ^^


High School Star Musical - 01
TYTUŁ: High School Star Musical

OPINIA: Wysyp musicali nam się zrobił w tym sezonie, bynajmniej jednak nie protestuję z tego powodu. Nigdy niby nie byłam ich przesadnym entuzjastą (mój stosunek do tego typu produkcji raczej jest dość obojętny, choć TA scena z Into the Woods zawsze będzie miała miejsce w moim serduchu xD), ale przyznaję, iż w formie anime okazują się one bardzo przyjemnym doświadczeniem – w tym przypadku zaś, dodatkowo całkiem zabawnym. Ogółem Starmyu to w pewnym sensie takie UtaPri bez Nanami – ot, banda chłopaczków chce się wkręcić do przemysłu rozrywkowego, a że najbardziej poważanym wydziałem w ich szkole jest ten odpowiedzialny za naukę sztuki musicalu (śpiew, taniec, aktorstwo), to właśnie tam będzie toczyć się akcja. Piątka bohaterów skazana jest w przyszłości połączyć siły i stworzyć dobrze działający team, ale, jak można się domyślić, początkowo mają trudności z dogadaniem się. A bo to jeden jest zupełnym amatorem, inny znów cierpi na przerost ego, a kolejny ma problemy z opanowaniem tremy – oczywiście seria pokaże nam przezwyciężanie ich indywidualnych słabości oraz towarzyszący temu rozkwit przyjaźni w zespole. Standard. Kto jednak ogląda tego typu anime dla fabuły? Co się tu naprawdę liczy, to muzyka oraz bohaterowie (i ich perspektywy na bycie pożywką dla fujoshi :P). Ci drudzy nie zwalili mnie na razie z nóg, ale też nie ma nikogo, kto by strasznie denerwował. Star Musical oferuje przy okazji całkiem niezłą gromadkę seiyuu, w tym dwójkę, której śpiewu bardzo lubię słuchać, czyli Junichiego Suwabe oraz Yoshimase Hosoye. Pomijając jednak moje spaczenie i stronniczość pod tym względem, pokazane tu muzyczne numery, poczynając od openingu/endingu, a na indywidualnych utworach kończąc, są z jednej strony typowym, ale z drugiej solidnym j-popem. Plus jak już wspomniałam na starcie – to jest tak niepoważne, że osobiście mam spory ubaw przy oglądaniu, no bo jak się opanować, kiedy bohaterowie nagle zaczynają ni z gruszki, ni z pietruszki tańczyć i śpiewać w swoich wyimaginowanych światach? ;] Ostrzegam, second-hand embarrassment jest silny w tej serii! Jeżeli jednak ma się ochotę na coś odmóżdżającego w mało inwazyjny sposób, co przy okazji funduje trochę fajnej muzyki, można dać Starmyu szansę.

WSTĘPNA OCENA: 6

Sakurakosan no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru - 01
TYTUŁ: Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru

OPINIA: Z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny, zawsze gdy oglądam to anime, akurat jem kolację. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że niekoniecznie jest to tytuł odpowiedni do posiłku – bo kto lubi podziwiać przeczesywanie miejsca zbrodni, tudzież oględziny ciała w poszukiwaniu przyczyny śmierci, jednocześnie wtryniając spaghetti? :P Spokojnie spokojnie, choć ujęcie tego w taki sposób działa na wyobraźnię, bynajmniej nie trzeba dołączać do tego anime metki „tylko dla ludzi o mocnych nerwach”. Nie da się ukryć, iż nie stroni od pokazywania dość nieprzyjemnych widoków, ale też nie stara się niczego specjalnie obrzydzać czy karykaturować. Zamiast tego aplikuje typowo kryminologiczne podejście do sprawy, systematycznie porządkując informacje, by rozwiązać zagadkę. Przez wzgląd na bohaterów, nie nazwałabym tego animowanym CSI na mniejszą skalę, ale takie przyrównanie na pewno wyrabia chodź trochę obraz czego się spodziewać. À propos postaci – tworzą oni całkiem ciekawe combo ekscentrycznej pani osteolog (aka naukowiec specjalizujący się w wiedzy o kościach) oraz stoickiego licealisty. Są odpowiednio różni, żeby się nawzajem uzupełniać/doprowadzać do szału xD Wątków miłosnych na razie nie ma i to mnie cieszy, ale definitywnie czeka nas interpersonalna drama, co można łatwo wywnioskować po openingu. Nie mogłabym też nie wspomnieć o pięknym wykonaniu. Tła są prześliczne (niezwykle szczegółowe), a pastelowa kolorystyka ciekawie kontrastuje z dość przecież ponurym motywem serii. Żeby jednak nie było, że tylko chwalę – łatwo przypuszczać, że anime to pewnie okaże się bardzo schematyczne. Dobrze wykonane, ale ciągle podążające tą samą formułą: bohaterowie coś robią, znajdują ciało, analizują je by rozwiązać zagadkę. Nie ma tu za bardzo miejsca na udziwnianie lecz osoby, które, jak ja, będą oglądały ten tytuł z ciekawości, a nie zamiłowania do tego typu kryminałów, mogą się w końcu znudzić. Drug sprawa to sam odcinek – choć z jednej strony nie potrafię mu praktycznie nic zarzucić, to z drugiej… jakoś ma problem z przyciąganiem uwagi. Nie czuję tu na razie tego „przylepienia do ekranu”, ani jakiejkolwiek więzi emocjonalnej z tym co oglądam. Tym samym daję Sakurako-san 3 odcinki – jeśli mnie nie wkręci, to leci do on-hold i będzie czekało na maraton końcem sezonu.

WSTĘPNA OCENA: -7

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2015, A Corpse is Buried Under Sakurako's Feet, Anime, Beautiful Bones -Sakurako's Investigation-, High School Star Musical, Jesień, Koukou Hoshi Kageki, Pierwsze Wrażenie, Sakurako-san no Ashimoto ni wa Shitai ga Umatteiru, Starmyu

Anime Zima 2015/2016 ^^

$
0
0

anime zima 15-16 1

W roku 1516 zostało uchwalone Bawarskie Prawo Czystości, które regulowało ceny piw, powstała pierwsza stała linia pocztowa, a Tomasz Morus opublikował Utopię. Przełom roku 15-16 może i nie pochwali się takimi osiągnięciami, ale za to dostarczy nam nową porcję japońskich animacji: świeżutkich, pachnących, nieśmiganych – tylko czekających by je wychwalić pod niebiosa, tudzież skazać ich twórców na piekielne udręki.

Co nam tak naprawdę przyniesie ta zima? Zdaje się, że na pewno nie śnieg. Dzieci płaczą, kierowcy się cieszą, a wy nie musicie zbierać się z łopatą do odśnieżania podwórka, więc może… zróbcie sobie herbatkę, owińcie w kocyki i usiądźcie do lektury? Zapraszam na nowe zapowiedzi! (tym razem nareszcie nie na ostatnią chwilę ;3)


Winter 2015/2016 Anime Chart v2

Statystyki typowo zimowe, czyli bez ilościowych ekscesów: mamy 39 tytułów, w tym 7 kontynuacji, 1 prequel i 2 spin-offy. Po krótkiej matematyce zostaje 29 nowości. Lista może i nie wygląda na zbyt obfitą, ale z drugiej strony serwuje więcej nowych anime niż poprzedni sezon (który zalał nas sequelami). Poniżej znajdziecie przegląd 34 serii, ale oczywiście zapraszam także do samodzielnego przejrzenia powyższej listy. Zaznaczam też, że w chwili pisania tej notki niektóre informacje odnośnie premier uległy zmianie, a więc wspomniane przeze mnie liczby nie pokrywają się dokładnie z „przeterminowanym” chartem – nowa wersja zostanie wstawiona jak tylko pojawi się na neregate.com :)

God Eater
Tytuł: God Eater (odcinki 10-13)
Premiera: styczeń 2016
Studio: ufotable
Filmik: brak

Kontynuacja „God Eater”:
Japonia roku 2071. Świat został w większości zniszczony przez tajemnicze potwory zwane Aragami. By się im przeciwstawić utworzono organizację o nazwie Fenrir – wynaleziona przez nich broń God Arcs (w formie broni palnej lub siecznej), stworzona z komórek Aragami, jest ponoć jedyną, która może je zabić. Osoby które ją dzierżą, a jednocześnie specjaliści w eksterminacji Aragami znani są jako God Eaters, Pożeracze Bogów.

Opinia: W lecie ufotable dostarczyło nam ekranizację gry God Eater, która wielu ludzi doprowadzała do szewskiej pasji swoimi ciągłymi przestojami. Tu tydzień przerwy w emisji, tam tydzień przerwy – skończyło się to na tym, że minął zaklepany przez nich w stacji telewizyjnej sezon (aka 13 tygodni), a wyemitowane zostało tylko 9 odcinków. Teraz zaś w końcu dostać mamy pozostałe 4 aka konkluzję całej opowieści. Narzekania jednak nie odnosiły się tylko do braku ciągłości – osobiście także nie czułam się porwana tym tytułem tak, jak powinnam (zapowiedzi były bardzo obiecujące), ale z drugiej strony dzięki świetnej i nietypowej grafiki jaką nam tu zaserwowano (mi się podobała – takie wizualne eksperymenty to fajna sprawa!), oglądanie God Eatera było całkiem przyjemnie (hektolitry krwi w takiej realizacji wyglądały naprawdę obrzydliwie – great!!) i definitywnie czekam na zakończenie tej historii. Może bardzo stereotypowo-shounenowej, ale podanej w interesujący sposób.

Prince of Stride Alternative
Tytuł: Prince of Stride: Alternative
Premiera: 5 stycznia 2016
Studio: Madhouse
Filmik: PV#1, PV#2

„Stride” to sport ekstremalny, w którym sześcioosobowe sztafety ścigają się po mieście. Akademia Hounan oraz inne okoliczne szkoły bierą udział w turnieju zwanym „Końcem Lata”, mającym wyłonić najlepszą drużynę Stride we wschodniej Japonii. Problem w tym, że team z Hounan nie istnieje już od pewnego czasu. Pierwszoklasiści Takeru Fujiwara oraz Nana Sakurai próbują wskrzesić klub, jednak żeby to zrobić, potrzebują co najmniej sześciu członków – jednym z potencjalnych kandydatów jest Riku Yagami, niestety bez ogródek odrzuca on ich propozycję twierdząc, że Stride to jedyny sport, w którym nie zamierza nigdy wziąć udziału.

Opinia: Ekranizacja gry otome od Madhouse’a – nie powiem, żebym się tego spodziewała. Anime jednak zdaje się bardziej chcieć reklamować jako seria sportowa niż jako romans i pod takim względem udział tego studia już mi łatwiej zrozumieć (w końcu to oni odpowiadają za baseballowe Diamond no Ace). Stride zdaje się być czymś a la połączenie biegania sztafetowego z parkourem – definitywnie jest to coś nowego, bo takiej sportówki jeszcze nie było. Mamy też porażającą obsadę seiyuu (kto zaprzeczy, że Kyousuke Kuga, bohater z głosem Junichiego Suwabe, wygląda w drugim PV jak jego inna postać – Ootori ze Starmyu? XD), ale o grafice nie wiem jeszcze co myśleć. Coś mi tam zgrzyta… no cóż i tak na pewno obejrzę! ^^ (choć bardziej wolałabym zagrać w vn-kę)

Boku dake ga Inai Machi
Tytuł: Boku dake ga Inai Machi / ERASED
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: A-1 Pictures
Filmik: CM#1, CM#2, CM#3

Mangaka Satoru Fujinuma to człowiek przeraźliwie bojący się wyrażać na głos swoje zdanie, czy pokazywać uczucia. Posiada jednak dziwną, nadnaturalną zdolnością: jest zmuszony cofać się w czasie, by w ten sposób zapobiegać śmierciom, czy innym tragicznym wypadkom. Pętle musi powtarzać do skutku, aż uda mu się odwrócić niefortunny bieg wydarzeń. Jednego dnia pechowo znajduje się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie, przez co zostaje wrobiony w morderstwo. Zdesperowany by ocalić ofiarę, Satoru skacze w przeszłość i budzi się w czasach, kiedy jeszcze chodził do podstawówki, a dokładniej w miesiąc przed zaginięciem swojej koleżanki z klasy, Kayo Hinazuki. Szybko jego nowym celem staje się uratowanie dziewczyny oraz rozwiązanie tajemnicy kryjącej się za jej zniknięciem.

Opinia: Okay… to brzmi świetnie! Totalnie pominęłam tę serię przy pierwszym rzucie okiem na chart, ale po dokładnych oględzinach widzę, że definitywnie leci na listę „do sprawdzenia”. Uwielbiam podróże w czasie, a to co serwuje nam powyższy tytuł zdaje się ciekawą wariacją na temat „Efektu Motyla” (wszyscy widzieli film? jak nie to lecieć oglądać, bo fajny!). Muzykę komponuje Yuki Kajiura, opening śpiewa Asian Kung-Fu Generation, a grafika robi bardzo dobre wrażenie. Zapowiada się interesujący thriller. Jedyne co mnie gryzie, to oficjalny angielski tytuł – ERASED nie ma tej fajnej poetyckości dokładnego przekładu „Miasto, w którym tylko mnie nie ma” (sugestia z MALa „The Town Where Only I Am Missing” bardzo mi się podoba!) :)

Phantasy Star Online 2 The Animation
Tytuł: Phantasy Star Online 2 The Animation
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: Telecom Animation Film
Filmik: PV#1, PV#1

Seria The Phantasy Star Online 2: The Animation podąży całkowicie oryginalną, nie związaną z grą fabułą, która to rozgrywa się na Ziemi w niedalekiej przyszłości.

Opinia: Czyli jeśli dobrze rozumiem, PSO to normalna, istniejąca gra MMO, którą postanowiono przerobić na anime, ale zamiast zrobić z tego zwyczajne fantasy/sf, twórcy wybrali ścieżkę SAO/.hacka i zekranizowali to w najbardziej dosłowny sposób możliwy – jako grę MMO, w którą grają nasi nastoletni bohaterowie …Nie kupuję tego. Trailery wskazują na co najwyżej przeciętną produkcję (z nawet niezłym CG), która może zadziała jako reklama gry, ale raczej nic więcej.

Ansatsu Kyoushitsu 2nd Season
Tytuł: Ansatsu Kyoushitsu 2nd Season / Assassination Classroom 2
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: Lerche
Filmik: CM

Drugi sezon “Ansatsu Kyoushitsu” – opis pierwszej serii:
Pewnego dnia naturalny satelita ziemi eksplodował pozostawiając po sobie resztki w kształcie półksiężyca. Stworzenie, które przypisuje sobie dokonanie tego czynu zarzeka się także, że w marcu przyszłego roku to samo spotka Ziemię. Posiada ono moce przerastające ludzkie możliwości, przez co żadna potęga militarna świata nie ma z nim szans. Jednakże z jakiegoś powodu w międzyczasie obcy postanawia podjąć pracę jako nauczyciel w najgorszej klasie Gimnazjum Kunugigaoka. Tym samym los świata spoczywa w rękach uczniów klasy E – mają czas do zakończenia roku, żeby wymyślić jak zamordować swojego nowego wychowawcę, a tym samym zgarnąć 10 miliardów jenów za uratowanie świata.

Opinia: Nadal się nie przekonałam do tej serii ^^” To chyba mój wrodzony upór, ale jak mam jakieś uprzedzenia, to ciężko mi się ich pozbyć ;p Mimo wielu pozytywnych opinii, cały czas spoglądam na tę grafikę, na ten opis, a w głowie widzę wielki napis „to nie dla mnie”. Ech, może kiedyś… Fani jednak na pewno się ucieszą, szczególnie że sequel zapowiedziano na 25 odcinków.

Divine Gate
Tytuł: Divine Gate
Premiera: 8 stycznia 2016 [preair: 26 grudnia 2015]
Studio: Studio Pierrot
Filmik: PV#1, PV#2

Otwarcie Boskiej Bramy połączyło niebo, świat żywych oraz zaświaty, dając początek erze chaosu, pełnej pragnień i rodzących przez nie konfliktów. By przywrócić porządek utworzono Radę Świata, której udało się spełnić swoje zadanie, na Ziemi zaś zapanował ład, a Boska Brama stała się z czasem niczym więcej, niż miejską legendą.
W tym nowym świecie Rada Świata gromadzi młodych ludzi spełniających odpowiednie wymagania oraz kierowanych własnymi pobudkami i wysyła ich by odnaleźli bramę, ten zaś któremu się to uda, będzie mógł zmienić świat według własnego życzenia.
Co jednak tak naprawdę leży za Boską Bramą? Czy dotarcie do tych niezwykłych drzwi naprawdę zmieni świat? A jeśli tak to co ulegnie owej zmianie? To co już było? A może to, co dopiero ma nadejść?

Opinia: Po tym się początkowo niczego nie spodziewałam (ekranizacja gry na androida? O.o), a wygląda zadziwiająco nieźle :) Klimatyczne graficznie oraz muzycznie, sporo fajnej obsady (Kakki podkładający głos pod kolejnego bohatera posługującego się ogniem, to takie typowe ^^). Tytuł bynajmniej nie celuje w wywrócenie do góry nogami mojego postrzegania życia i śmierci (aż chce się powiedzieć „O, kolejne anime z motywem ‚bramy'”), ale definitywnie zapowiada się na całkiem solidną serię akcji. Jak najbardziej dam jej szansę!

Sekkou Boys
Tytuł: Sekkou Boys
Premiera: 8 stycznia 2016 [preair: 26 grudnia 2015]
Studio: LIDEN FILMS
Filmik: Teaser, PV#1, PV#1

Sekkou Boys to boysband złożony z czterech kamiennych figur o pokręconych osobowościach, którzy pod okiem swojej młodej menadżerki, Miki Ishimoto, zamierzają zdobyć sławę w świecie show-biznesu. Leaderem grupy jest wielki dowódca i żołnierz, Święty Jerzy, zaś pozostała trójka to historyczny celebryta Medyceusz, porażająco przystojny i wszechstronnie utalentowany Hermes oraz kochliwy bóg wojny Mars.

Opinia: To… chyba mnie ciut przerosło…………. HAHAHHAAHHAHAHAHAAAHAHAHHHAHA xD …ekhm, tak. Przepraszam, ale *pffft* Oh, Japan xD Właśnie dla takich momentów lubię pisać zapowiedzi – ile absurdalnych głupot by mnie ominęło, gdybym nie oglądała tych wszystkich trailerów, posterów, etc.? Serio, co to za pomysł w ogóle? Ucieleśnienia krajów, pociągów, były rożne rzeczy po drodze, ale rzymskie posągi? To już nie są wyżyny abstrakcji, autorzy tej serii siedzą na księżycu i się z nas śmieją xD Parodia jest tutaj silna i ciągnie mnie do obejrzenia chociaż jednego odcinka, bo to może być jedna z tych porąbanych, ale dobrych komedii (plus jeszcze jaka ekipa seiyuu)!

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu
Tytuł: Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu
Premiera: 16 stycznia 2016
Studio: Studio DEEN
Filmik: PV#1, PV#2, PV#3

Japonia, era Shouwa, lata 1960-70.
Pewien mężczyzna zostaje wypuszczony z więzienia za dobre sprawowanie. Swoje pierwsze kroki na wolności kieruje do artysty Yakumo, którego usłyszał kiedyś, gdy ten odgrywał historię o nazwie „Shinigami”. Nasz bohater pokochał wtedy rakugo, sztukę snucia zabawnych opowieści, a teraz zdeterminowany jest zostać uczniem swojego idola. Sam Yakumo nigdy nie przyjął nikogo pod swoje skrzydła, ale ku ogólnemu zdziwieniu, przystaje na propozycję entuzjastycznego eks-więźnia, przy okazji nadając mu przezwisko „Yotarou”, co znaczy mniej więcej „nierozgarnięty głupek”.
W ten sposób Yotarou radośnie rozpoczyna swoje nowe życie, stopniowo poznając inne osoby z otoczenia Yakumo, jak np. podopieczną mężczyzny, Konatsu. Była ona córką innego znanego gawędziarza, którą ten zaopiekował się po tragicznej śmierci jej ojca. Dziewczyna kochała występy swojego staruszka i marzy by pójść w jego artystyczne ślady, jednak jest to ścieżka kariery niedostępna dla kobiet.

Opinia: Na tę serię miałam oko już od kilku sezonów – josei to niestety dość rzadko ekranizowany gatunek, a więc trzeba sobie cenić, jak już coś wychodzi, plus Shouwa Genroku zapowiada się naprawdę na coś nietypowego i unikalnego. No sami spójrzcie: historyczny setting + jazz + Akira Ishida + Tomokazu Seki + „teatr/kabaret” = klimat i potencjał jaki się z tego wylewa jest niezmierzony :D

Luck and Logic
Tytuł: Luck & Logic
Premiera: 9 stycznia 2016
Studio: Doga Kobo
Filmik: PV

Akcja rozgrywa się w świecie rządzonym przez koncept „Logiki”, który nadzoruje wszystkie aspekty życia ludzi i bogów, jak emocje, talenty, umiejętności czy wspomnienia.
W roku L.C. 922, ludzkość stanęła przed niespotykanym kryzysem. Zakończenie stuletniej wojny w mitycznej krainie Tetraheaven spowodowało, że przegrywająca strona konfliktu, Majini, na swój nowy dom wybrała ludzki świat Septpia, przeprowadzając inwazję, która miała pozbyć się jego aktualnych mieszkańców. Rząd zmuszony jest zatrudnić do walki Logikalistów należących do ALCA, specjalne oddziały policyjne mające za zadanie ochronę miast przed atakami wrogo nastawionych przybyszów. Logikaliści posiadają wyjątkową moc, dzięki której mogą wejść w trans razem z Boginiami z innego świata, zyskując tym samym siłę do walki.
Pewnego dnia Yoshichika Tsurugi, cywil prowadzący spokojne życie razem ze swoją rodziną, pomagając przy ewakuacji ludności przed atakiem Majinów, poznaje piękną boginię Atenę. Włada ona mocą „Logiki”, której chłopak nie posiada, spotkanie to zaś ma nierozerwalnie związać ze sobą ich losy.

Opinia: Niby nic specjalnego, no i całość oparta jest na karciance (ale Shingeki no Bahamut pokazał, że nawet takie serie potrafią wyjść na ludzi) lecz z drugiej strony plakat jest naprawdę ładny, a ostatnio raczej podobało mi się to, co miało do zaserwowania Doga Kobo (Plastic Memories, Donten ni Warau, Gekkan Shoujo Nozaki-kun), więc dam szansę także Luck & Logic – przyjemny tytuł akcji zawsze się przyda do kolekcji, nawet jeśli nie będzie przesadnie odkrywczy.

Durarara!!x2 Ketsu
Tytuł: Durarara!!x2 Ketsu
Premiera: 9 stycznia 2016
Studio: Studio Shuka
Filmik: brak

Trzeci i ostatni cour drugiego sezonu “Durarara!!” – opis pierwszej serii:
Akcja toczy się na śródmieściach Tokio, dzielnicy Ikebukuro, gdzie królują gangi, a walki na ulicach to chleb powszedni. Gangsterzy boją się jednak pewnej miejskiej legendy o bezgłowym „Dullahanie”, który jeździ na czarnym motocyklu bez świateł, a silnik jego pojazdu nie wydaje żadnego, choćby najmniejszego dźwięku. Ryuugamine Mikado przybywa do miasta na zaproszenie swojego przyjaciela, Masaomiego Kidy, w najśmielszych snach jednak nie przypuszcza z jakimi indywiduami przyjdzie mu się tutaj spotkać, wliczając w to brutala o nienormalnej sile, podstępnego manipulanta z sadystycznymi skłonnościami, wspomnianego, demonicznego jeźdźca, czy tajemniczą organizację – gang „Dollars”.

Opinia: Ups, a ja jeszcze Ten nie obejrzałam ^^” Trza będzie nadrobić, chociaż drugi sezon DRRR nie ciągnie mnie już tak jak pierwszy. To nadal spoko seria, ale ciężko mi pozbyć się wrażenia, że magia i „efekt wow” oryginalnego anime jakoś nie przeszły na sequel. No cóż, zobaczymy co powiem, jak już zobaczę konkluzję przygód Izayi i spółki :)

Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo!
Tytuł: Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo!
Premiera: 14 stycznia 2016
Studio: Studio DEEN
Filmik: PV#1, PV#2

Życie Kazumy Satou, odludka kochającego gry, w skutek tragicznego wypadku zakończyło się o wiele za szybko… a przynajmniej powinno się zakończyć, ponieważ gdy chłopak otworzył oczy okazało się, że jednak nie umarł, a zamiast tego stoi przed nim piękna dziewczyna nazywająca siebie boginią. Proponuje mu ona podróż do innego świata, ale jest warunek: jeśli na to przystanie, będzie mógł zabrać ze sobą tylko jedną rzecz. „Zgoda, w takim razie zabiorę ciebie”, odpowiada Kazuma.
Tak zaczyna się niesamowita przygoda odrodzonego Satou, której celem jest pokonanie wielkiego Króla Demona… a przynajmniej powinna się zacząć. Zamiast tego musi on oddać się harówce, żeby jakoś zarobić na jedzenie, ubrania i dach nad głową. Mimo iż chce on żyć w spokoju, boginka ciągle przysparza mu problemów, co szybko przyciąga do nich niechcianą uwagę armii Króla Demona!

Opinia: No Game No Life x DanMachi? To pierwsze nawet nie przecierpiałam dooglądać, to drugie naprawdę mi się podobało, czyli może być różnie. Ludzie piszą, że Kazuma jest fajnym MC, a serii faktycznie udaje się ponaginać stereotypy do humorystycznych celów. Dodatkowo fanservice nie wychodził nachalnie z ekranu w PV, więc pewnie się skuszę na pierwszy odcinek.

Ajin
Tytuł: Ajin
Premiera: 16 stycznia 2016
Studio: Polygon Pictures
Filmik: PV#1, PV#2

Ajini to ludzie, którzy nie mogą umrzeć. Pierwszy z nich pojawił się siedemnaście lat temu w Afryce, wychodząc cało z brutalnej i krwawej bitwy. Od tego momentu zaczęto wykrywać kolejnych podobnych odmieńców ukrytych w ludzkim społeczeństwie. Nie ma ich wielu, przez co rząd hojnie wynagradza każdego, kto przyprowadzi mu jednego z nich, by użyć go do celów eksperymentalnych.
Czasy współczesne. Co dla pewnego licealisty ma być typowymi letnimi wakacjami, tak naprawdę odmieni jego życie w sposób, którego się nie spodziewał…

Opinia: Wow, to nazywam dobry plakat! Od razu przyciągał mój wzrok, gdy pierwszy raz przeglądałam listę :) Opis też jest ciekawy (no i Mamoru Miyano oraz Yoshimasa Hosoya w głównych rolach), ale spoglądam na PV i co widzę? Że całość jest w CG jak Sidonia no Kishi :/ Nie należę ogółem do narzekaczy na używanie grafiki komputerowej w animacji z jednym zastrzeżeniem – kiedy nawet postacie cały czas są tak zrobione, wychodzę. Nazywajcie mnie staromodną, ale bohaterowie nie mają wtedy… życia. O ile ktoś kiedyś nie wymyśli jak za mniejsze koszty robić to w stylu FFVII: Advent Children, albo bajek DreamWorks, to dziękuję, postoję :P

Ao no Kanata no Four Rhythm
Tytuł: Ao no Kanata no Four Rhythm
Premiera: 12 stycznia 2016
Studio: Gonzo
Filmik: PV#1

Akcja dzieje się na archipelagu złożonym z czterech wysp. Jest to rzeczywistość zupełnie różniąca się od współczesnej Japonii. W świecie tym przełomowe odkrycie anty-grawitonów przyczyniło się do stworzenia wynalazku, o którym ludzkość zawsze marzyła: anty-grawitacyjnych butów, zwanych potocznie „grash” (od „anti-graviton shoes”) pozwalających swobodnie latać. Możliwość wzbicia się w przestworza tylko dzięki własnej sile, bez użycia skrzydeł czy silników, już na zawsze zmienia postrzeganie rzeczywistości. Przy okazji prowadzi też do stworzenia sportu nazywanego „Latającym Cyrkiem”, podniebnych wyścigów.
Masaya Hinata marzył kiedyś by związać swą przyszłość z tą dyscypliną, jednak przytłaczająca porażka jakiej doświadczył, załamała go na tyle, że postanowił całkowicie wycofać się z tego sportu. Pewnego dnia spotyka jednak Asukę Kurashinę, która właśnie zmieniła szkołę i pragnie nauczyć się używać grashów. Masaya podejmuje się nauki dziewczyny, zaś udzielanie jej lekcji stopniowo budzi jego uśpioną pasję do latania. W końcu postanawia on ponownie się zmierzyć z areną Latającego Cyrku.

Opinia: Trochę pokopałam po sieci i okazuje się, że vn-ka zbiera naprawdę dobre recenzje (ocena 8.47 na VNDB), trzymając się ogółem w top 3 powieści wizualnych roku 2014. Wiadomo jak to bywa z ekranizacjami, ale tutaj przynajmniej wiadomo, że materiał źródłowy jest niezły. Tła i ogółem grafika w PV wyglądają prześlicznie, a prawie też mam ochotę na jakiś dobry dramacik. Vn-ka trwa 30-50h, więc jak bardzo zaszlachtują tę historię zależeć będzie od tego ile dostaniemy tu odcinków. Tego oraz czy anime postanowi podążać jakąś konkretną ścieżką, czy może zdecyduje się neutralnie pójść w common route. Nie robię sobie nadziei, ale jednocześnie trzymam kciuki, żeby wyszło z tego coś zjadliwego :)

Fairy Tail Zero
Tytuł: Fairy Tail Zero
Premiera: styczeń 2016
Studio: A-1 Pictures
Filmik: brak

Prequel „Fairy Tail”:
Wiele lat temu Mavis Vermilion była zaledwie służącą na Wyspie Sirius, dręczoną przez Mistrza Gildii oraz jego córkę, Zerę. Dziewczyna jednak trzymała się pozytywnego podejścia do życia, pamiętając dawne słowa matki, która przestrzegała ją, iż wróżki nigdy nie odwiedzają ludzi płaczących nad swoimi problemami. Kiedy gildia zostaje zaatakowana, Mavis udaje się wyciągnąć Zerę z pobojowiska, po czym obie uciekają ukryć się w lesie.
Mija siedem lat, a potężni magowie, Warrod Sequen, Precht oraz Yuri Dreyer przybywają na wyspę w poszukiwaniu jadeitowego klejnotu pełnego zaklętej w nim niezwykłej mocy. Nie wiedzą wtedy, że podróż ta na zawsze zmieni świat magii.

Opinia: Początkowo myślałam, że będzie to osobne anime, ale okazuje się, że Zero zostanie tak naprawdę zintegrowane w lecącą aktualnie serię Fairy Tail (2014). Poleci kiedy skończy się Tartaros Arc i jest to naprawdę świetne rozwiązanie, szczególnie biorąc pod uwagę zakończenie tego wątku. Jeśli gdzieś logiczne było wcisnąć prequelową opowieść o stworzeniu gildii magów, której poczynania oglądamy, to właśnie tutaj. Ogółem podoba mi się ten zabieg, że zamiast na siłę wymyślać fillery, studio zdecydowało się wkomponować kanoniczny spin-off do głównej historii (plus jest on ważny dla późniejszej fabuły). Biorąc pod uwagę ile różnych pobocznych mang ma FT, nie obraziłabym się, gdyby częściej je tak wykorzystywano. Ogółem czeekaaaam~~! Zero było świetnie pomyślane (zatrzęsło trochę fandomem hehe) i nie mogę się doczekać aż zobaczę Yuriya i spółkę w animacji! Głosu Zerze użyczy Hana Kanazawa.

Musaigen no Phantom World
Tytuł: Musaigen no Phantom World / Myriad Colors Phantom World
Premiera: 7 stycznia 2016 [preair: 24 grudnia 2015]
Studio: Kyoto Animation
Filmik: PV#1, PV#2, CM

W niedalekiej przyszłości, świecie rządzonym przez ludzką wyobraźnię, pojawiają się duchy i potwory zwane „fantomami”. Haruhiko Ichijou, pierwszoklasista z Akademii Hosea, przewodzi grupce nastolatków z niezwykłymi mocami, spiskując razem z nimi przeciw wielkiej organizacji, której za sprawą pewnego incydentu udaje się poznać szokującą prawdę o całym światem. Bohaterowie będą doświadczać wzlotów i upadków oraz będą musieli zmierzyć się ze szkolną rzeczywistością, w końcu doprowadzi ich to jednak do poznania owej tajemnicy.

Opinia: Kolejne Kyoukai no Kanata? Nie żebym miała coś przeciwko – serie school-fantasy od KyoAni ogląda się fajnie choćby przez wzgląd na ich fajerwerkową animację scen akcji (nawet jeśli nie miałyby nic innego do zaoferowania). PV jasno wskazują czego się spodziewać – szkolna obyczajówka/komedia z dodatkiem elementów nadprzyrodzonych. Zapewne nie będzie to nic odkrywczego, ale szykuje się niezobowiązująco przyjemny seans.

Dagashi Kashi
Tytuł: Dagashi Kashi
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: feel.
Filmik: PV

Kokonotsu Shikada jest synem właściciela wiejskiego sklepiku ze słodyczami – jego ojciec uparcie nakłania go do przejęcie biznesu, chłopak jednak marzy o zostaniu mangaką. Pewnego letniego dnia składa im wizytę Hotaru Shidare, urocza acz troszkę dziwna dziewczyna, przy okazji będąca przedstawicielką znanego holdingu cukierniczego. Okazuje się, że tata Kokonotsu oraz jego wyroby są całkiem sławne, ona zaś chce zaproponować mu włączenie jego sklepiku do jej rodzinnej firmy. Mężczyzna stawia jednak swoje warunki: zgodzi się tylko wtedy, gdy uda jej się przekonać Kokonotsu by podjął się bycia jego następcą.

Opinia: Nie wydaje się przesadnie odkrywcze, a oczy głównej bohaterki mogą wyżreć ci duszę :P Może sprawdzę pierwszy ep w nadziei na dobrą komedię, ale podchodzę do tego ze sporą dozą rezerwy.

Gate Jieitai Kanochi nite Kaku Tatakaeri Enryuu-hen
Tytuł: Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri – Enryuu-hen
Premiera: 9 stycznia 2016
Studio: A-1 Pictures
Filmik: PV

Drugi sezon “Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri” – opis pierwszej serii:
Pewnego sierpnia 21 wieku, w tokijskim dystrykcie Ginza pojawiają się wrota do innego świata. Wychodzą z nich dziesiątki potworów i fantastycznych istot, zamieniając Tokio w krwawe piekło. Do akcji natychmiast wkraczają Japońskie Lądowe Siły Samoobrony spychając stworzenia z powrotem do „Bramy”. Aby umożliwić negocjacje między wymiarami oraz przygotować się na ewentualne przyszłe bitwy, JLSS wysyła na drugą stronę portalu specjalny oddział rozpoznawczy dowodzony przez Youjiego Itamiego, 33-letniego oficera będącego przy okazji otaku. W trakcie rekonesansu natykają się oni na wioskę pustoszoną przez smoka. Kiedy docierają na miejsce, znajdują elfkę, która przeżyła atak. Dziewczyna postanawia przyłączyć się do drużyny i razem z żołnierzami przemierzać ziemie tego nowego i nie zawsze przychylnego im świata.

Opinia: Gate to taka mocna siódemeczka w moim słowniku, więc z wielką chęcią obejrzę kontynuację przygód Itamiego i spółki. To solidna fantasy przygodówka z nutką humoru. Plus naprawdę polubiłam głównego bohatera – kompetentny żołnierz, który lubi uchodzić za niepoważnego lekkoducha – takie połączenia łatwo mnie kupowały już od czasów Jacka O’Neilla z SG1 :D Ciekawi mnie tylko czy będzie to ostatni sezon, czy może dostaniemy później następne, bo w końcu light novelka jest zakończona i aż się prosi o dalsze ekranizacje.

Nurse Witch Komugi-chan R
Tytuł: Nurse Witch Komugi-chan R
Premiera: 10 stycznia 2016
Studio: Tatsunoko Production
Filmik: brak

Komugi Yoshida to niezdarna gimnazjalistka, której jedyną mocną stronę jest jej nadmiar pozytywnej energii. Występuje jako idolka, tak jak Kokona Saionji (jej przyjaciółka i koleżanka z klasy) czy Tsukasa Kisaragi (przebrana za chłopca). Jednak w przeciwieństwie do tych dwóch popularnych dziewcząt, jedynymi zleceniami Komugi są te z najniższej półki, jak np. występy w lokalnej dzielnicy handlowej. Mimo to właśnie tak, prowadząc podwójne życie gimnazjalistki i idolki, bohaterka spełnia swoje marzenie. Pewnego dnia pojawia się przed nią tajemnicze, ranne stworzenie o imieniu Usa-P, pytając ją czy nie chciałaby się stać Legendarną Dziewczyną, potrafiącą posługiwać się magią. Co prawna z pewnymi oporami, jednak Komugi w końcu przemienia się w Magiczną Pielęgniarkę by walczyć z napływającymi ze wszystkich stron wrogimi, zamaskowanymi istotami. Z pomocą prędko przychodzą jej Magiczna Pokojówka i Magiczna Zakonnica.

Opinia: To jest spin-off serii Nurse Witch Komugi-chan, jednak zdaje się być całkowicie nową produkcją, niezależną od swoich poprzedniczek. Opisy sugerują na parodię magical girls. Wietrzę komedię zupełne nie w moich klimatach. PS: lol z faktu, że dziewczyna będąca per „zakonnicą” ma najbardziej prowokujący strój ze wszystkich trzech bohaterek – biały kołnierzyk, to chyba jedyny właściwy element tej stylizacji ;P

Active Raid Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei
Tytuł: Active Raid: Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei
Premiera: 7 stycznia 2016
Studio: Production IMS
Filmik: PV#1, PV#2

Historia ta ma miejsce w części Tokio, którą opanowało bezprawie. Śledzić będziemy poczynania 8 Jednostki Trzeciego Mobilnego Oddziału Uderzeniowego należącego do Specjalnego Wydziału do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego – popularnie zwanej „Ósemką” – która walczy z rosnącą przestępczością za pomocą zbroi „Willware”. Asystentka inspektora, Asami Kagari, zostaje przydzielona do Ósemki z zadaniem dostarczania swoim przełożonym bieżących raportów oceny stanu jednostki. Przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja – jej prawdziwym celem jest doprowadzenie do porządku tej rozlazłej i chaotycznej, naginającej prawo grupki niepokornych indywiduów.

Opinia: Mega mi się podoba projekt postaci w tym tytule. Szarowłosy to wipisz wymaluj rola dla Sakuraia (i faktycznie Takahiro podkłada mu głos haha). Zapowiedziano już split-cour dla tej serii, a więc w tym sezonie zobaczymy ~12 odcinków, a w lecie drugie 12. Ogółem całość jakoś tak automatycznie kojarzy mi się z Psycho-Passem :) Co prawda DUŻO lżejszej wersji P-P, ale porównanie aż samo się nasuwa i właśnie przez wzgląd na nie jestem przekonana dać Active Raid szansę, mimo moich wrodzonych uprzedzeń do wszystkiego w co zamieszane są mechy. Jeszcze co do muzyki – lubię AKINO, ale w tej piosence strasznie się dziewczyna wydziera ^^”

Dimension W
Tytuł: Dimension W
Premiera: 10 stycznia 2016
Studio: Studio 3Hz / Orange
Filmik: Promo#1, Promo#2, PV#2, CM

W roku 2072 w końcu rozwiązano światowy problem energetyczny, tworząc sieć przecinających wymiary cewek indukcyjnych pól elektrycznych – zwanych po prostu „cewkami” – które pozyskują energię z pozornie nieskończonego źródła. Jest nim tzw. wymiar W, czwarta płaszczyzna istniejąca poza wymiarami X, Y, i Z.
W świecie tym nieoficjalne „nielegalne” cewki magazynują moce, którym policja nie może nawet marzyć się przeciwstawić. Zadanie rozwiązywania problemów z nimi związanych należy do zatwardziałego przeciwnika pomysłu cewek, komornika Kyoumy, którego niespodziewane spotkanie z unikalnym, zasilanym przez cewki androidem Mirą, prowadzi do stworzenia oryginalnego acz niechętnego partnerstwa tych dwóch tak bardzo odmiennych osób.

Opinia: Jeden z absolutnych must watchów! PV robi wrażenie – całość wygląda świetnie, a fabuła zapowiada się ciekawie (plus fajni seiyuu z Daisuke Ono na czele, plus opening od STEREO DIVE FOUNDATION). Btw jest to seria od mangaki, który uratował w moich oczach Darker than Black (zrobił mangowy alternatywny drugi sezon dla tego tytułu [Shikkoku no Hana] zachowujący klimat świetnej jedynki – o Ryuusei no Gemini lepiej zapomnieć, że istnieje :P). Swoją drogą nie da się zaprzeczyć, iż anime to zdaje się stylem nawiązywać właśnie do DtB, co z mojej perspektywy działa tylko i wyłącznie na korzyść Dimension W. Nie mogę się doczekać i mam nadzieję, że sprosta oczekiwaniom ^^

Norn9 Norn Nonette
Tytuł: Norn9: Norn + Nonette
Premiera: 7 stycznia 2016
Studio: Kinema Citrus / Orange
Filmik: PV#1, PV#2

Historia ta zaczyna się w niedalekiej przyszłości.
Prowadzony przez pewną dziwną piosenkę, uczeń podstawówki Sorata Suzuhara, zostaje przeniesiony w czasie do nieznanego mu miejsca, które wygląda bardzo podobnie do tego jak jego szkolne podręczniki opisywały epokę Meiji lub Taishou (1868 – 1926). W świecie tym spotyka trzy dziewczyny i dziewięciu chłopaków, po czym przyłącza się do ich podróży na pokładzie tajemniczego statku o nazwie Norn, ogromnej, unoszącej się w powietrzu kuli.

Opinia: Ooo! Dowiem się w końcu o co tu chodzi! Swego czasu grałam trochę w vn-kę, ale niestety odpadłam po pewnym czasie, bo fabuła okazała się tak pokręcona (plus mamy obowiązkowy s-f bełkot), że mój japoński tego nie wytrzymał :P Od niedawna jest dostępna angielska wersja tego otome, ale tylko na PS Vitę, więc póki co ta opcja pozostaje dla mnie niedostępna (jakby wyszło na steama, to biorę w ciemno! muzykę skomponował Nobuo Uematsu *____* <instant eargasm>). Ogółem rzadko zdarza mi się podchodzić do ekranizacji jakiejś vn-ki z wcześniejszą znajomością oryginału (nawet szczątkową), więc mam zamiar się cieszyć tą możliwością ^^ Szczególnie że może być naprawdę ciekawie! Podróże w czasie to jeden z normalniejszych elementów jakie tu znajdziemy xD Fajny był też pomysł z trzema protagonistkami do wyboru (każda miała dostępne ścieżki innych Panów) i może się to nieźle przenieść na formę anime, bo w końcu nie będzie motywu jednej dziewczyny otoczonej stadkiem facetów. Chodzą też słuchy, że mają się tu skupić na romansie 3 głównych par zamiast iść w reverse-harem, ale w to nie uwierzę póki nie zobaczę :P

Hai to Gensou no Grimgar
Tytuł: Hai to Gensou no Grimgar / Grimgar of Fantasy and Ash
Premiera: 11 stycznia 2016 [preair: 26 grudnia 2015]
Studio: A-1 Pictures
Filmik: PV#1, PV#2

Skąd się tu wzięliśmy? W jakim celu?
Zanim Haruhiro zorientował się co się dzieje, otoczyła go ciemność. Dlaczego tu jest? I gdzie jest owe „tu”? Nawet teraz nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania. Ci którzy przebudzili się obok niego są tacy sami jak on – nie pamiętają niczego poza swoim imieniem. Kiedy zaś wyszli z mroku, czekał na nich zupełnie nowy świat, jak gdyby wyciągnięty z gry komputerowej.
By jakoś przetrwać, bohaterowie formują drużynę. Postanawiają nauczyć się walczyć i żyć w tej nowej rzeczywistości. Nie mają pojęcia co ich czeka, ale robią swój pierwszy krok w świecie Grimgar.
To opowieść o przygodzie, która wyłoniła się z popiołów.

Opinia: Genialne tła – ten efekt farby wygląda naprawdę niesamowicie! Anime wydaje się być miksem SAO z DanMachi, ale po obejrzeniu PV mam wrażenie, że będzie to tytuł poważniejszy od tamtej dwójki. Pozbawiony też przy okazji elementów haremówki/fanservice’u, a bardziej skupiony na przygodówce (nie wiem w sumie po co to nawiązanie do gier w opisie – to raczej wygląda jakby bohaterowie przenieśli się do świata z książki fantasy, a nie gry komputerowej, ale może tak łatwiej jest Japończykom zrozumieć o co chodzi :P). Zawsze z radochą wypatruję podobnych serii, ta zaś zapowiada się wyjątkowo dobrze. Czytając recenzje light novelki widzę, że ludzie chwalą brak przepakowanych bohaterów, gdyż powieść bardziej zdaje się stawiać na ich normalność i myślenie jak wybrnąć z trudnej sytuacji, a nie awesomeness of MC-kun :P Leci do sprawdzenia! (no i ten Hosoyan w obsadzie ;3)

Reikenzan Hoshikuzu-tachi no Utage
Tytuł: Reikenzan: Hoshikuzu-tachi no Utage
Premiera: 9 stycznia 2016
Studio: Studio DEEN
Filmik: brak

Kometa biegnąca po nieboskłonie zwiastuje wielkie nieszczęście. Mogący się pochwalić długą historią klan Reiken odpowiada na ten omen wznawiając procesy egzaminacyjne, mające wyłonić osoby nadające się do podjęcia treningów pod okiem ich rodziny. Chcą w ten sposób odnaleźć wybrańca, dziecię naznaczone przez kometę.
Głównym bohaterem tej opowieści jest Lu Wang – tylko raz na tysiąc lat rodzi się ktoś z tak unikalną duszą jak ta, która zamieszkuje jego ciało. By rozwinąć swoje umiejętności mędrca, postanawia przystąpić do egzaminów klanu Reiken.

Opinia: Seria oparta jest na popularnej chińskiej powieści publikowanej w internecie. Brzmi sympatycznie – nie wiem czemu, ale patrząc na to anime przychodzi mi do głowy skojarzenie z Shounen Onmyouji (choć nie potrafię wskazać podobieństw). Plakat jest dość przeciętny, ale ocenianie po posterze nigdy nie wychodziło mi na dobre (najlepszy przykład Chaika). Straszna szkoda, że nie ma żadnego trailera lecz jeszcze mamy około 3 tygodnie do daty premiery, więc może coś się pojawi po drodze. Póki co podchodzę do tego z ostrożnością – obstawiam miły seans, ale bez efektu „wow”.

Mahou Shoujo Nante Mou Ii Desukara
Tytuł: Mahou Shoujo Nante Mou Ii Desukara.
Premiera: 12 stycznia 2016
Studio: Pine Jam
Filmik: brak

Yuzuka Hanami to młoda dziewczynka, która co prawda posiada tylko kilkoro przyjaciół, ale za to wykazuje ciekawy talent: jest dobra we wszystkim czego się dotknie. Pewnego dnia zaczepia ją dziwne, grzebiące w śmietniku stworzenie o imieniu Miton. Mówi on Yuzuce, że ta ma predyspozycje do zostania czarodziejką, choć w opinii dziewczyny brzmi to wielce podejrzanie. Zanim jednak zdąży się zorientować co się dzieje, przechodzi transformację… tylko dlaczego jej magicznym strojem jest kostium kąpielowy?

Opinia: Wykrywam pożywkę dla fanów moe. Ma to być komedia, ale ciężko ocenić styl humoru bez żadnego PV. Raczej zapowiada się seria, która przejdzie zupełnie bez echa.

Akagami no Shirayuki-hime 2nd Season
Tytuł: Akagami no Shirayuki-hime 2nd Season
Premiera: 12 stycznia 2016
Studio: Bones
Filmik: PV

Drugi sezon “Akagami no Shirayuki-hime” – opis pierwszej serii:
Shirayuki urodziła się z bardzo rzadkim kolorem włosów – są one czerwone niczym dojrzałe jabłka. Dobrze znany, ale niezwykle głupi książę Raji, zafascynowany jej unikalnością chce, aby dziewczyna za niego wyszła. Ona jednak nie ma zamiaru przystać na tę propozycję, obcina sobie włosy i ucieka do sąsiedniego kraju. Podróżując przez las spotyka młodego chłopaka o imieniu Zen, któremu pomaga opatrzyć rany oraz jego dwójkę przyjaciół. Tymczasem książę Raji wysłał już za nią pogoń. Kim okaże się nowy znajomy Shirayuki oraz jak potoczą się jej dalsze losy?

Opinia: Moje ukochane shoujo, sezon drugi ^^ Tak przyjemne, cieplutkie i wywołujące szeroki uśmiech na twarzy, z jedną z najsympatyczniejszych par, jakie widziałam w tym gatunku. Bez dwóch zdań mój najbardziej oczekiwany sequel sezonu! Awwwwwwww~! :D

Shoujo-tachi wa Kouya wo Mezasu
Tytuł: Shoujo-tachi wa Kouya wo Mezasu
Premiera: 7 stycznia 2016
Studio: Project No.9
Filmik: PV

Buntarou nie wie co chciałby robić w przyszłości. Nie ma żadnego wielkiego marzenia, więc póki co niezobowiązująco spędza swoje dni w towarzystwie swoich znajomych. Pewnego dnia jego koleżanka z klasy, Sayuki, proponuje mu stworzenie razem z nią gry visual novel. Twierdzi że pomysł ten przyszedł jej do głowy, ponieważ spodobał jej się scenariusz sztuki, jaki napisał dla klubu teatralnego.
Chłopak nic nie wie o vn-kach, jednak dziewczyna jest przekonana, że łącząc siły są w stanie odnieść sukces. Czy będą w stanie tego naprawdę dokonać?
Jest to opowieść o nastolatkach, którzy robią odważny krok w stronę nieznanej przyszłości…

Opinia: Wygląda tak… pospolicie. I brzmi jak kolejna wariacja na temat Saenai Heroine no Sodatekata, które mi się absolutnie nie podobało. Biorąc pod uwagę, że wychodzi w tym sezonie całkiem sporo nieźle zapowiadających się tytułów, ten zwyczajnie ginie w tłumie. Z perspektywy ekranizacji visual novelki również zdaje się bardzo przeciętne (na ile sposobów można przerabiać szkolną obyczajówkę, aż się w końcu znudzi?).

Oshiete! Galko-chan
Tytuł: Oshiete! Galko-chan
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: feel.
Filmik: brak

Galko-chan mówi to co myśli i choć nie zawsze jest to mądra decyzja, zawsze gwarantuje dobrą zabawę. Jest ona pełną energii i szczodrze obdarzoną przez naturę licealistką, która razem ze swoimi przyjaciółkami – aspołeczną samotniczką Otako oraz nieprzewidywalnie szczerą Ojou – musi się zmierzyć ze wzlotami i upadkami towarzyszącymi dorastaniu.
Imię każdej z dziewcząt odnosi się do specyficznego typu charakteru. Galko (wymawiane „Gyaruko”) to wariacja słowa „gyaru”, używanego w odniesieniu do kobiet w wieku około 20 lat, farbujących włosy (najczęściej na blond), noszących mocny makijaż, czy bogato zdobione paznokcie. Otako to modyfikacja wyrazu „otaku”, opisującego wielbicieli mang/anime, zaś „ojou” to określenie jakim często zwraca się do panienek z dobrego domu.

Opinia: Kolejna szkolna komedia z nadmiarem kobiecych bohaterek (wiem wiem, są tylko trzy, ale i tak nie uświadczycie u mnie babskiej solidarności z takimi tytułami :P).

Bubuki Buranki
Tytuł: Bubuki Buranki
Premiera: 9 stycznia 2016
Studio: SANZIGEN
Filmik: PV, CM

Kiedy Azuma Kazuki po 10 latach powraca do Japonii, zostaje zaatakowany i pojmany przez grupę uzbrojonych mężczyzn. Ratuje go Kogane Asabuki, jego przyjaciółka z dzieciństwa, korzystając z broni przyłączonej do jej prawej ręki, zwanej Bubuki; broni posiadającej własny umysł. Azuma dowiaduje się o istnieniu tych urządzeń i fakcie, że sam może stać się ich użytkownikiem, po czym wyrusza w podróż razem z grupą kompanów w celu odnalezienia oraz wskrzeszenia Buranki (tytana) zwanego Oumai, który śpi głęboko pod ziemią.

Opinia: Wykrakałam, prawda? Przy Aijinie wyraziłam swoje oczekiwanie na serię, która stworzy kiedyś postacie w grafice komputerowej nie robiąc z nich bezdusznych lalek i zdaje się, że Bubuki Buranki to krok we właściwym kierunku. CG jest tu naprawdę dobre i mimo faktu, że opis nie zawrócił mi w głowie, z ciekawości obejrzę pierwszy ep, żeby zobaczyć jak to wyjdzie :) …Czy tak właśnie wygląda przyszłość anime?

Saijaku Muhai no Bahamut
Tytuł: Saijaku Muhai no Bahamut / Undefeated Bahamut Chronicle
Premiera: 11 stycznia 2016 [preair: 20 grudnia 2015]
Studio: Lerche
Filmik: PV#1, PV#2

Lux jest byłym księciem imperium Arcadii, które zostało obalone w przewrocie pięć lat temu. Chłopak pewnego dnia przypadkowo wkracza na teren łaźni żeńskiego akademika i natyka się na nagą nową księżniczkę królestwa, Pannę Lisesharte, co ściąga na niego jej niepowstrzymany gniew. Dziewczyna wyzywa go na pojedynek za pomocą Drag-Ride. Są to starożytne mechaniczne zbroje, które zostały wydobyte z ruin na terenie całego świata. Lux był kiedyś zwany najsilniejszym Drag-Knightem, jednak teraz przylgnęło do niego przezwisko „najsłabszy niepokonany”, gdyż za nic nie chce atakować podczas bitew. Po potyczce z Lisesharte zostaje przeniesiony do akademii dla dziewcząt, która trenuje arystokratów na przyszłych Drag-Knightów.

Opinia: Przez chwilę byłam święcie przekonana, że to jakieś yuri jest, bo białowłosy bohater z plakatu bynajmniej na chłopaka nie wygląda :P Nawet jego seiyuu to dziewczyna, Mutsumi Tamura. Są kobiety, które robią za świetnych młodych chłopców (najlepszy przykład Romi ‚Edward Elric’ Paku), ale nie wiem, czy jest to dobry wybór na protagonistę haremówki – przy takim natłoku żeńskich postaci, proszenie o jednego normalnego faceta to za dużo? Szczególnie, że po PV trochę mi ta Pani zgrzyta. Tak w ogóle, to jest to chyba pierwsza i jedyna ecchi haremówka tego sezonu! Ostatnio wyrastały jak grzyby po deszczu, ale chyba w końcu coś zaczęło im podżerać korzonki. Fakt taktem zawzięcie trzyma się schematów i nie ma zamiaru odpuszczać obowiązkowej scenie „MC-kun widzi dziewczynę nago”, to oczywiście prowadzi do pojedynku, zaś akcja dzieje się w kolejnej magic-battle-school. Viva oryginalność~!

Haruchika Haruta to Chika wa Seishun Suru
Tytuł: Haruchika: Haruta to Chika wa Seishun Suru / Haruta & Chika
Premiera: 7 stycznia 2016 [preair: 4 stycznia 2016]
Studio: P.A. Works
Filmik: PV#1, PV#2

Haruta i Chika należą co szkolnej orkiestry dętej, której grozi zamknięcie. Od dziecka są przyjaciółmi, swoje dni zaś spędzają na ciężkich treningach oraz poszukiwaniach nowych członków do swojego klubu. Kiedy w ich szkole ma miejsce pewien incydent, postanawiają połączyć siły, by jakoś mu zaradzić.

Opinia: Nie ufam produkcjom P.A. Works – zawsze wyglądają pięknie (szczególnie tła!), ale to takie trochę hit or miss (aka albo seria mi się naprawdę podoba, albo jej w ogóle nie kończę) i niestety jeśli chodzi o same obyczajówki, to często mnie zwyczajnie nudzą. Tutaj dla rozbudowania typowego SOL dostajemy wątki „kryminalne” (te „krwawe” nuty na tablicy dobrze rokują), pozytywnie też zapatruję się na motyw orkiestry, bo oparte na nim Hibike! Euphonium było zaskakująco przyjemnym anime.

Nijiiro Days
Tytuł: Nijiiro Days / Rainbow Days
Premiera: 10 stycznia 2016
Studio: Production Reed
Filmik: PV

Licealiście Natsuki, Tomoya, Keiichi oraz Tsuyoshi są dobrymi przyjaciółmi. Nie należą do żadnych klubów, naukę zaś uważają za obowiązek, który trzeba zaliczyć i zapomnieć, by móc spędzić resztę dnia na dobrej zabawie. Ich głównym zainteresowaniem jest dość niecodzienny temat: miłość. Okazuj się, że Natsuki podkochuje się w Annie, dziewczynie z równoległej klasy. Jego kumple jednak bynajmniej nie zamierzają stać z boku i biernie przyglądać się jego niezdarnym próbom by zwrócić na siebie jej uwagę.

Opinia: Szkolne shoujo pokazane z męskiej perspektywy, obracające się wokół czterech różnych par. Zdaje się sympatyczne, a POV fecetów w szkojcach zazwyczaj wychodzi niesamowicie zabawnie. Całość zapowiedziana jest na ~24 odcinki, każdy po ~15 min. Definitywnie tytuł do przetestowania i sprawdzenia na własnej skórze, czy nie okaże się trochę nudnawe (bo PV jakoś nie porywa). Mam jednak nadzieję na przyjemny seans (choć może bardziej maraton niż oglądanie tydzień w tydzień?).

Ooyasan wa Shishunki!
Tytuł: Ooyasan wa Shishunki!
Premiera: 10 stycznia 2016
Studio: Seven Arcs
Filmik: brak

Główny bohater tej historii po raz pierwszy od czasu znalezienia pracy postanawia wynająć własne mieszkanie. Właścicielką jego małej kawalerki okazuje się mała dziewczynka. Zajmuje się ona sprzątaniem i gotowaniem, więc przypomina czasami poczciwą babuszkę, jednak jednocześnie cieszy razem ze swoimi przyjaciółmi normalnym życiem gimnazjalistki.

Opinia: Ekranizacja komediowej 4-panelówki, która wydaje mi się materiałem na kilkuminutówkę. Nic specjalnego.

Macross Delta
Tytuł: Macross Delta
Premiera: 31 grudnia 2015
Studio: Satelight
Filmik: Trailer, CM

Historia rozgrywa się 8 lat po serii Macross Frontier.
Piątka dziewczyn należąca do Taktycznej Jednostki Muzycznej „Walküre” walczy z Syndromem Var, który powoli opanowuje całą galaktykę. Kim natomiast są i co jest celem tajemniczych Podniebnych Rycerzy Walkirii z Królestwa Wiatru?

Opinia: Macross to jedna z nielicznych serii mecha, które mi się podobały. Oglądałam Frontier i okazała się fajnym miksem akcji, s-f, muzyki i romansu. Tutaj mam nadzieję na to samo, choć nie wiem czy będę oglądać na bieżąco. CG trochę kuleje, ale za to ciekawi mnie pomysł na grupę piosenkarek – do tej pory tytuł ten stawiał na solistki ratujące galaktykę swoim śpiewem, a tu dostajemy girlsband ;) Byle tylko nie wyszedł z tego generic j-pop, bo piosenki w F były naprawdę dobre i do teraz lubię sobie czasami posłuchać „Aimo” czy „Diamond Crevasse”.

Koukaku no Pandora
Tytuł: Koukaku no Pandora
Premiera: 8 stycznia 2016
Studio: Studio Gokumi / AXsiZ
Filmik: CM

Kiedy Nene Nanakorobi, dziewczyna posiadająca cybernetyczne modyfikacje, wyrusza na wyspiarską metropolię Cenancle by zamieszkać tam ze swoją ciotką, nawet nie przypuszcza co ją tam będzie czekać. Przypadkowe spotkanie łączy jej los z super bogatym wynalazcą, Uzalem Delilah, oraz jego uroczą acz zrzędliwą towarzyszką, Clarion, która, tak jak nasza bohaterka, okazuje się być cyborgiem. Nene jest podekscytowana perspektywą zdobycia przyjaciół, jednak Uzal i Clarion – oraz cała wyspa – nie zupełnie są tym, kim się wydają. Gdy grupa niebezpiecznych terrorystów zagraża bezpieczeństwu Cenancle, Uzal twierdzi, że jedynym sposobem by zapobiec katastrofie jest użycie połączonych mocy Nene i Clarion – zdolności, o których posiadaniu dziewczyna nie miała nawet pojęcia.

Opinia: Urocze postacie na plakacie, jednak całość śmierdzi moe ecchi komedią (i może podtekstami yuri?) – biorąc pod uwagę, że jest w tym sezonie z czego wybierać jeśli chodzi o serie akcji, ta niczym się nie wybija, a wręcz bym powiedziała, że jej jakość pozostawia sporo do życzenia.


Notka gotowa… przynajmniej na chwilę obecną. Od razu zaznaczam, iż może będę musiała ją jeszcze edytować końcem miesiąca, ponieważ już kilka rzeczy uległo zmianie, np. obecne na charcie Bungou Stray Dogs zostało przeniesione na wiosnę, Macross i Koukaku no Pandora są umieszczone w złych kategoriach etc. Tak więc jeśli będzie zapotrzebowanie na większe poprawki, pewnie opublikuję jakiś mini-wpis zachęcający do ponownego zerknięcia na zapowiedzi (i usunę go kilka dni później). Obstawiam jednak, że nie okaże się to konieczne i obejdzie się na samej wymianie listy na nowszą wersję.

Przejdźmy już jednak do podsumowania. Choć zima zwykle serwuje dość „chłodny” sezon, tym razem wygląda on naprawdę obiecująco. Najbardziej będę czekać na Boku dake ga Inai Machi, Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu, Dimension W oraz Hai to Gensou no Grimgar, plus oczywiście sequele Gate, Akagami no Shirayuki-hime i Macrossa (Fairy Tail Zero nawet nie wspominam, jako że i tak jestem na bieżąco z FT). W drugiej kolejności chciałabym też sprawdzić Divine Gate, Luck & Logic, Ao no Kanata no Four Rhythm, Musaigen no Phantom World oraz Norn9. Oczywiście nie znaczy to, że na tych tytułach ograniczę moje sprawdzanie nowości, ale definitywnie w nich upatruję się ulubieńców. Jaram się też na nowe OVA do Kuroko no Basket, które po PV wygląda na tak uroczo fanservice’owe oraz, z dokładnie tego samego powodu, prequelową pełnometrażówkę Free!.

Korzystając z okazji chciałabym też życzyć wszystkim byście się nie przemęczyli podczas przedświątecznych porządków, a same święta spędzili w miłej i przyjemnej atmosferze. Co prawda promienne słońce za oknem nie wpływa zbytnio na jej wywołanie, ale chyba powoli trzeba już przywyknąć do braku bieli na Boże Narodzenie. W każdym bądź razie wypocznijcie, należy wam się! :D A po nowym roku będziecie mogli zasiąść do świeżutkich nówek, tylko czekających na zajęcie wam czasu w leniwe popołudnie. Nie zapomnijcie też odwiedzić kin, gdyż nie wiadomo kiedy następnym razem przyjdzie nam doświadczyć tak szumnej premiery jaką zgotowano najnowszej odsłonie Gwiezdnych Wojen. Nie mogę podzielić się wrażeniami z filmu, bo bilety mam zarezerwowane dopiero na jutro, ale cieszy mnie ten ogólnoświatowy szum wokół galaktyki far far away xD

Na dziś już jednak się zbieram, choć nie napiszę „do zobaczenia w 2016”. Standardowo planuję jeszcze notkę sylwestrową z podsumowaniem roku, a więc powiem po prostu „do napisania!”

anime zima 15-16 2

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Zapowiedzi Tagged: 2015, 2016, Active Raid: Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei, Ajin, Akagami no Shirayuki Hime, Akagami no Shirayuki-hime 2nd Season, Anime, Ansatsu Kyoushitsu, Ansatsu Kyoushitsu 2nd Season, Ao no Kanata no Four Rhythm, Assassination Classroom, Boku dake ga Inai Machi, Bubuki Buranki, Dagashi Kashi, Dimension W, Divine Gate, Durarara!!, Durarara!!x2 Ketsu, ERASED, Fairy Tail, Fairy Tail (2014), Fairy Tail Zero, Free!, Gate: Jieitai Kanochi nite Kaku Tatakaeri, Gate: Jieitai Kanochi nite Kaku Tatakaeri – Enryuu-hen, God Eater, Grimgar of Fantasy and Ash, Hai to Gensou no Grimgar, Haruchika: Haruta to Chika wa Seishun Suru, Haruta & Chika, High Speed!: Free! Starting Days, informacje, Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo!, Koukaku no Pandora, Kuroko no Basket, lista, Luck & Logic, Macross Delta, Macross Δ, Mahou Shoujo Nante Mou Ii Desukara., Musaigen no Phantom World, Myriad Colors Phantom World, Nijiiro Days, Norn9: Norn + Nonette, Nurse Witch Komugi-chan R, Ooyasan wa Shishunki!, opis, Oshiete! Galko-chan, Phantasy Star Online 2 The Animation, Prince of Stride: Alternative, Rainbow Days, Reikenzan: Hoshikuzu-tachi no Utage, Saijaku Muhai no Bahamut, Sekkou Boys, Shoujo-tachi wa Kouya wo Mezasu, Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu, Snow White with the Red Hair, Undefeated Bahamut Chronicle, zapowiedź, zima

Podsumowanie roku 2015~!

$
0
0

happy new year 2016

Ktoś mi kiedyś powinien krzyknąć „skończ już marnować czas na przeglądanie tagów swoich shipów na tumblrze!!”, a jestem w stanie się założyć, że pisanie notek szłoby mi wtedy znacznie szybciej ;P Ale jako że taka możliwość nie wchodzi w grę, po prostu zignorujmy mój absolutnie niewydajny tryb pracy i skupmy się na temacie dzisiejszego wpisu, którym jest nic innego, jak podsumowanie 2015! Już zwyczajowo w Sylwestra staram się umilić wam oczekiwanie na fajerwerki omówieniem co fajnego miał nam do zaoferowania mijający rok, by móc z czystym sumieniem go zamknąć oraz rozpocząć kolejny, miejmy nadzieję, jeszcze lepszy. Tym razem co prawda nie zamykam go tak do końca, bo jeszcze pojawi się wpis podsumowujący sezon jesienny, ale zróbcie mi tą przyjemność i na razie o tym zapomnijmy ;)

Całość jak zwykle przedyskutowana zostanie w formie top-ileś-tam odnoszących się do poszczególnych kategorii – od razu też zaznaczam, że opieram się tylko na tym co faktycznie obejrzałam, a więc jeśli zabrakło niektórych hitów (a mogę to zagwarantować już teraz) wynika to z faktu, iż moja lista „do nadrobienia” nadal jest dość spora. Mimo to jednak życzę miłego przeglądania moich typów i z chęcią poznam wasze zdanie na ten temat. Enjoy~!

Opening:


BRADIO – „Flyers” – Death Parade

Rok ten zaskakująco obfitował w całą masę bardzo dobrych openingów, jednak jednocześnie okazało się, że wybór tego najlepszego był zadziwiająco łatwy. Czołówka do Death Parade deklasuje rywali, wyróżniając się świetną, nietypową piosenką nadającą się bardziej na dancing, niż utwór otwierający anime o zaświatach i śmierci. Tak naprawdę w tym tkwi właśnie magia „Flyers” – mimo smutnego oraz poważnego charakteru całej serii, opening pokazuje zabawę i wygłupy, których na pewno nie uświadczycie w odcinku, który zaraz ma się zacząć. Kontrast jest niesamowity przez co zwyczajnie zapada w pamięć, a i piękna animacja robi swoje – szczególnie scena tańca ^^
Z innych pozycji warto na pewno wyróżnić openingi do Noragami Aragoto (świetna piosenka oraz wizualnie ładne dopasowanie do stylu openingu z pierwszej serii), Fate/stay night: UBW 2 (absolutnie przepiękna animacja i dynamiczna, rockowa piosenka; Aimer ma świetny głos!), Gangsta (piosenka to absurdalny earworm, który aż porywa do, jeśli nie tańca, to chociażby bujania się w fotelu; graficznie za to podoba mi się mieszanie barw z szarością), czy drugi op do Nanatsu no Taizai (seria technicznie zaczęła się w 2014, ale op2 miał premierę już w tym roku; bardzo fajny angielski i naprawdę dobrze dopasowany tekst piosenki do scen; plus świetnie się przy niej biega ;)).

Ending:


Maaya Sakamoto – „Waiting for the rain – Gakusen Toshi Asterisk

Zawsze mam ten problem z endingami, że nie mogę się pozbyć wrażenia, jakby były często robione na to samo kopyto – ot, spokojny utworek, który zwykle niczym nie wyróżnia się z tłumu. Gakuen Toshi Asterisk pokazało jednak, że da się tę formułę odświeżyć. Utwór Maayi Sakamoto jest niezwykle klimatyczny i co ciekawe w całości po angielsku. Dość prosta, pastelowa animacja ładnie się wkomponowuje w ambientową muzykę, ech można się rozmarzyć :)
Pozostałe endingi, które zaliczyłabym do mojego osobistego top5 znajdziemy w K: Return of Kings (piosenka wręcz bardziej nadaje się na op; dynamiczny, wpadający w ucho utwór i animacja będąca zmontowanym zlepkiem scen z serii… co zauważamy dopiero po pewnym czasie), Owari no Seraph (rzewna, rockowa piosenka, która przyprawia o ciarki gdy uderzają gitary; mamy też ciekawy motyw słońca, które rozprasza cienie wiszące nad postaciami), Rokka no Yuusha (utwór ma niesamowity klimat starych erpegów albo książek fantasy – baśniowej podróży, w którą aż samemu chciałoby się wyruszyć ^^), oraz drugim sezonie Haikyuu!! (cały ten ending wręcz krzyczy, że kiedy zdarzy Ci się porażka, masz się wziąć do roboty, a następnym razem będzie lepiej – idealne przesłanie serii sportowej; cudo animacji zaś widać w scenie na plaży – każdy bohater biegnie w odrobinkę inny sposób, w zależności od swojego wzrostu, postury, czy ogółem charakteru). Małe wyróżnienie leci też do Kekkai Sensen (nie ma tu oryginalnego wokalu, ale niestety nic nie poradzę) – piosenka może nie jest wybitna, ale animacja wywołuje u mnie śmiechawkę!

Bohater:

Souma
Souma YukihiraShokugeki no Souma

Przejrzałam tegoroczne serie i muszę ze smutkiem przyznać, że niezbyt wielu bohaterów wyróżniło się jakoś w moich oczach. Plus o ironio, ten który najbardziej zapadł mi w pamięć, to protagonista anime, którego początkowo nawet nie chciałam oglądać. Souma jest jednak postacią z łatwością zjednującą sobie przychylność widza – wśród sierotkowatych kluch, miło w końcu śledzić poczynania bohatera z charyzmą i podpartą umiejętnościami pewnością siebie, który też nie omieszka się powygłupiać kiedy jest ku temu okazja :) Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy – jaka kobieta oprze się facetowi, który potrafi tak gotować? ;3
Pozostałe miejsca na podium należą do Keia Tsukishimy z Haikyuu!! oraz Gurena Ichinose z Owari no Seraph. Ten pierwszy to żywy przykład tego jak powinien wyglądać character development – początkowo znudzony i zniechęcony gracz, do którego powoli dociera prawdziwa magia sportu. Drugi zaś należy do kategorii cholernie sprytnych i inteligentnych intrygantów – nigdy nie wiadomo co jest jego prawdziwym celem, nie jest ani tym dobrym, ani tym złym. Nie da się nie być ciekawym co wykombinuje następnym razem ;)

Bohaterka:

Shirayuki
Shirayuki Akagami no Shirayuki-hime

W tej kategorii akurat nie miałam wątpliwości, gdyż tak fajna bohaterka jak Shirayuki trafia się bardzo rzadko – inteligentna, zaradna, lojalna. Co też ważne, ma ona cele w życiu, które wkraczają poza standardowo shojcowe poszukiwania miłości. Cele, które mogłaby zrealizować dużo łatwiej korzystając ze znajomości z księciem, lecz mimo to postanawia do wszystkiego dojść dzięki własnym umiejętnościom. Nie jest jednak przy tym ignorantką w kwestiach uczuciowych. Definitywnie to jest przykład jaki powinny mieć nastolatki czytające shoujo ^^
Inny silny charakter to Yona z Akatsuki no Yona. Rozpuszczona księżniczka, która musi zmierzyć się z brutalnym życiem z dala od bezpiecznych murów pałacu. Przemiana jej charakteru jest bardzo fajnie zrobiona i z wielką satysfakcją obserwuje się jak mężnieje praktycznie w oczach. Trzecie miejsce zaś dostaje Hestia z Dungeon ni Deai wo Motomeru no wa Machigatteiru Darou ka. Pełna pozytywnej energii boginka rozbraja żarliwym uczuciem do Bella, kiedy jednak jest poważnie, błyszczy siłą, wiarą i oddaniem.

Para:

Zenyuki
Zen x ShirayukiAkagami no Shirayuki-hime

Rzadko w anime można spotkać tak zdrowy związek jak ten między Zenem i Shirayuki. W końcu nie ma tu zbędnych dramatów, a dwójka ta niezwykle się szanuje i potrafi rozmawiać o ewentualnych problemach. Każdy z nich ma słabe i mocne strony, seria ta zaś ładnie pokazuje, że dzięki temu mogą być dla siebie nawzajem oparciem. Do tego każde z nich ma obowiązki, czy aspiracje, które nie ograniczają się tylko do roztrząsania miłosnych kłopotów. Naprawdę niezwykle przyjemnie się ich ogląda, bo to dwoje równych ludzi, których dzieli tylko różnica w warstwie społecznej. Z wielką radochą będę oglądać ich dalsze losy w drugim sezonie!
Rok ten jednak dostarczył sporo prezentów dla wielbicieli romansów – z innych ciekawych par definitywnie muszę wspomnieć o Ikki x Stella z Rakudai Kishi no Cavalry. Pierwszy raz widziałam magic-battle-school, które zamiast pójść w haremówkę, postawiło na normalny wątek miłosny i to taki, który dokądś zmierza (i to gdzie, daaaamnnn~ ;3). Mamy fajnego, ogarniętego gościa oraz sympatyczną tsundere z bardzo stonowanym tsuntsun. Nie da się też ne wspomnieć o Yato x Hiyori z Norgami. Co prawda miłość boga i człowieka sugeruje, że fandom prędzej czy później będzie przez nich cierpiał, ale… optymistyczna dziewczyna będąca wsparciem dla oszołoma, który trochę się zagubił w życiu – jak tu nie widzieć uroku tego shipu? :)
W związkach między postaciami nie zawsze jednak chodzi o romanse – rodzina, przyjaciele, rywale, wrogowie – jest wiele różnych połączań, które wypadają równie interesująco. Spoglądając z tej perspektywy, muszę wspomnieć pewną dwójkę z Owari no Seraph. Fujoshi szaleją za combi Yuu-Mika, ale jako że fanką yaoi nie jestem i osobiście nie pałam przesadną miłością do blondaska, dużo bardziej spasowała mi w tej serii zgoła inna kombinacja: Yuuichirou-Guren. Mam słabość do braterskich/ojcowskich relacji, a tutaj jest to tak uroczo pokazane (puppy-młodszy-brat Yuu i poirytowanym-nim-ale-tak-naprawdę-troszczący-się-o-niego-tatuś Guren) …i przez to właśnie trochę drugi sezon złamał mi serce, no ale co zrobić, została mi jeszcze manga. Bezapelacyjnie fajne są też relacje wielkiej siatkarskiej trójki z Haikyuu!! S2: Karasuno-Nekoma-Fukurodani (z przymrużeniem oka można jeszcze dorzucić Aobajousai ;)). Co jest piękne w tej sportówce, to nie robienie z przeciwników głównej drużyny antagonistów. To są takie same, kochające sport dzieciaki, które rywalizują ze sobą na boisku, a poza nim potrafią się dobrze razem bawić i pomagać sobie nawzajem ^^

Soundtrack:


K: Return Of Kings – kompozytor: Mikio Endo

Oglądanie serii K zawsze kojarzyło mi się z oglądaniem teledysku, gdzie tak naprawdę to co widzimy ma po prostu pasować do niesamowitego soundtracku. Z jednej strony spokojna i melancholijna muzyka, z drugiej dynamiczne, dyskotekowe rytmy. Delikatne pianina i wyraziste bity. Osobiście nie mogę się już doczekać daty premiery tego OSTu, a przy okazji mam też nadzieję, że Pan Endo będzie miał jeszcze okazje wykorzystać swoje umiejętności w innych produkcjach!
Wyróżnienie też bez dwóch zdań leci to świetnej ścieżki dźwiękowej Shokugeki no Souma – dużo magii tej produkcji leżało właśnie w muzyce. To budującej napięcie, to znów zagrzewającej do walki – zresztą sami posłuchajcie. Podoba mi się też jazzowo chill-outowy soundtrack do Kekkai Sensen. Niby trochę inna muzyka niż ta, której słucham na co dzień, ale niesamowicie buduje nastrój ^^

Grafika:

god eater gif 1god eater gif 3god eater gif 2god eater gif 4god eater gif 5god eater gif 6god eater gif 7
God Eater – studio: ufotable

Choć anime God Eater tak naprawdę nie zabłysło tak, jak planowali to twórcy, jedno na pewno wyróżniło go z tłumu stereotypowych shounenów, a elementem tym jest właśnie grafika. Czytając komentarze widziałam wiele osób narzekających na ten styl, ale mnie osobiście niezwykle się podobał. To w końcu jest coś innego, coś nowego! Niby cell-shading, niby nie. Niby trochę wygląda na 3D CG, ale też nie do końca. Bez względu jednak na technikalia, zapada on w pamięć swoją unikalnością. Za anime tym stoi ufotable, znane z płynnej, cieszącej oko animacji, tu zaś dodatkowo wykonali kawał dobrej roboty budując ten depresyjny, deszczowy świat na tyle dobrze, że mało różnorodne tła nie rażą, a jałowość terenu działa na korzyść post-apokaliptycznej atmosfery. Definitywnie jestem na tak jeśli chodzi o takie eksperymenty graficzne :)
Gdyby jednak spojrzeć na samo piękno wizualne, prym wiedzie tu GoHands i K: Return of Kings – tak porażająco pięknych teł oraz fajnych choreografii pojedynków ze świecą szukać, a całe anime czaruje efektem permanentnego gradientu (takie przejście od np. błękitu do czerwieni nałożone jest na praktycznie każdą scenę nad warstwą oryginalnego koloru, dodając jej specyficzny klimat). Małe wyróżnienie dostaje też Owari no Seraph [Wit Studio], bo nad tłami w tamtej serii (wyglądającymi jak malowane farbami i mające nawet miejsca „zacieków” kolorów) wzdycham już od pierwszego odcinka :)

Anime:

death-parade-poster

Nietuzinkowe, unikalne, łączące humor, nie raz ten czarny, ze scenami będącymi istnymi wyciskaczami łez, trzymające w napięciu, a jednocześnie trochę filozoficzne i melancholijne… Death Parade, perełka od studia Madhouse, zdobyło serca widzów historią o barmanie z zaświatów uczącym się czym są emocje, w międzyczasie rozstrzygając o losach pozagrobowego życia ludzi, którzy zmarli w tragicznych okolicznościach. Historia ta to bez dwóch zdań coś „dla każdego”, choć przez brutalność niektórych scen zdecydowanie celowanego w dojrzalszego widza. Wydaje mi się też, iż można by ten tytuł podsunąć nawet osobom nie oglądającym na co dzień anime. W moich oczach bezapelacyjnie najciekawszy twór roku 2015!
Z innych interesujących serii, na pewno muszę wyróżnić Akagami no Shirayuki-hime za świetnych bohaterów i romans w innej konwencji niż zwyczajowe shoujo; Rokka no Yuusha, fantasy błyszczące wątkiem „detektywistycznym”, który każdego widza wciągnął w zgadywanie „kto jest niepasującym elementem”; Shokugeki no Souma, serię o gotowaniu przyprawiającą o cieknącą ślinkę, będącą najlepszym przykładem, iż początkowe złe wrażenia mogą okazać się bardzo mylne oraz Dance with Devils – serię niekoniecznie tak wybitną, żeby stawiać ją na podium, ale w bardzo udany sposób łączącą anime z formą musicalu. Bonus: co prawda jeszcze go nie dooglądałam, ale mam wrażenie, że genialny, popieprzony humor z Kekkai Sensen też zasługuje na wzmiankę ;>

Manga:

d gray man 219

Kiedy myślę o mangowym roku 2015 automatycznie do głowy przychodzą mi dwa tytuły, a dokładniej – dwa wielkie powroty. Pierwszy z nich to oczywiście D.Gray-man – shounen od Pani Katsury Hoshino, która z powodów zdrowotnych na czas nieokreślony zawiesiła prace nad swoim flagowym dziełem. Owy czas nieokreślony trwał 3 lata i przyznam się szczerze, że osobiście zaczynałam tracić nadzieję, iż jeszcze kiedyś poznam zakończenie historii egzorcysty Allena Walkera. Wyobrażacie sobie więc moje zdziwienie, kiedy w środku lata nagle widzę na Baka-Updates znacznik aktualizacji przy DGM? Przecierałam oczy ze zdumieniem, a po przeczytaniu rozdziału doszłam do jednego wniosku: absolutnie już nie pamiętam co się tam działo xD Ech, przydałby się mały re-read, a czasu na to nie ma… no cóż, ufam że się w końcu jakoś połapię w tamtejszych intrygach. Jedyny minus to fakt, że wznowienie D.Gray-mana ukazuje się teraz w kwartalniku, a więc możemy oczekiwać zaledwie 4 rozdziałów na rok :(
Drugi powrót jest zgoła inny – tym razem wracamy nie do serii, a do uniwersum. Fruits Basket Another to sequel uwielbianej Furuby, sztandarowego shoujo, które znają wszyscy, a kocha większość. Ja się tu jak najbardziej zaliczam do grupy wielbicieli, którzy płaczą właśnie łzy szczęścia – oryginalne FB przeczytałam co najmniej kilka razy i z wielką chęcią co jakiś czas do niego wracam. To dramatyczna, acz ciepła opowieść, kontynuacja zaś zdaje się opowiadać o dzieciach bohaterów z jedynki. Odkrywanie koneksji rodzinnych nowych protagonistów sprawia wielką radochę i chociaż manga ta to raczej typowy fanservice dla fanów, który obędzie się bez większych dramatów, owi fani obowiązkowo muszą go przeczytać. Zobaczyć syna Kyo, albo syna Yukiego – kto by się nie cieszył? ;D
Z osobistych „osiągnięć” dodam jeszcze, że zabrałam się wreszcie za Blecha… i odpadłam jakoś po 600 rozdziale XD Hańbą było nie znać jednego z najbardziej rozpoznawalnych shounenów świata, ale chyba w końcu rozumiem, dlaczego za tą powłoką hitu ciągnie się taki strumień frustracji jej „wielbicieli” ;P Jak to jednak miało miejsce z Naruto – kiedyś Wybielacz też dobiegnie końca, a ja będę wtedy mogła go doczytać.

Podsumowanie:

happy new year monkey

I tym sposobem dobiegliśmy do końca tego podsumowania. Pisanie powyższej notki pozwoliło mi przypomnieć sobie najlepsze momenty przemysłu w roku 2015 i z radością przyznaję, że było ich naprawdę wiele! Zawsze chciałabym mieć takie problemy jak te, spowodowane zbytnim urodzajem przy wybieraniu najlepszych openingów czy serii :) Było dobrze! Nie obyło się bez rozczarowań, ale pozytywy definitywnie przyćmiewają te gorsze chwile. To samo zresztą mogę napisać w odniesieniu do własnego życia – mimo trudów, udało mi się skończyć studia i zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Jestem w końcu panią magister, choć stety-niestety nie dodało mi to ani powagi, ani dojrzałości. Zaczynam dochodzić do wniosku, że kwalifikuję się do beznadziejnych przypadków xD Cóż, w mojej przyszłej pracy (jak już ją znajdę ;p) będą musieli jakoś wytrzymać ;3

Koniec jednak o tym – dziś Sylwester! Północ zbliża się wielkimi krokami i lada chwila przyjdzie nam powitać rok 2016. Tym samym nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam z tej okazji wszystkiego co najlepsze. By nadchodzące miesiące były pełne radości oraz dobrej zabawy. By spełniło się choć kilka marzeń, a wszystkie plany szły po waszej myśli. By szkoły nie denerwowały, praca nie stresowała, studia nie męczyły. By 2016 był jeszcze lepszy niż 2015, a anime, mangi, filmy, książki, gry które przyniesie, były samymi pozytywnymi zaskoczeniami. Wypijmy swoje zdrowie i do zobaczenia już w przyszłym roku! ^^

CHEERS~! :*


Kategoria: Artykuły, Różne Tagged: 2015, Anime, ending, grafika, Manga, opening, podsumowanie, Soundtrack

Sezon zimowy ’15-16 – część 1

$
0
0

Prince of Stride - Alternative op

Sezon zimowy wreszcie się rozpoczął, choć ja ciągle tkwię w zaległościach (aktualnie nadrabiam Arslan Senki :)). Nie mogłabym jednak odpuścić sobie zerknięcia na nowości, kiedy dookoła latają już te wszystkie opinie i dyskusje odnośnie premier. Jak zwykle postaram się sprawdzić, a następnie opisać jak najwięcej tytułów, choć oczywiście nie gwarantuję ile to będzie (plus ciągle wiszę wam obiecane podsumowanie jesieni). Zaczniemy od Prince of Stride: Alternative oraz Musaigen no Phantom World, a później się zobaczy.

O, właśnie! Dzisiejszy wpis leci ze specjalną dedykacją do Kitty – nawet nie wiesz jak się uśmiałam przez Twój komentarz xD


Prince of Stride - Alternative - 01
TYTUŁ: Prince of Stride: Alternative

OPINIA: Wow, ani trochę się nie spodziewałam, że anime to będzie tak dobrą zabawą – oglądając aż miałam ochotę krzyknąć „this is so cool”! Jakoś przy zapowiedziach średnio do mnie przemawiało, ale po zobaczeniu go w akcji definitywnie muszę zmienić zdanie. W sumie największe zastrzeżenia miałam do grafiki lecz to co dostałam bynajmniej nie jest elementem, do którego można by się tu przyczepić. Animacja wygląda bardzo ładnie i płynnie, w szczególności zaś pod koniec odcinka, kiedy oglądamy „stride” w akcji. Parkour to nietypowa dyscyplina sportowa, której jeszcze nigdy w życiu nie widziałam w formie anime, a okazuje się, że można z tym wiele zdziałać, jeśli odda się produkcję w kompetentne ręce, patrz: Madhouse. Wszelkie skoki/figury sprawiały wrażenie dość realistycznie pokazanych – nie dość, iż patrzyło się na to niezwykle przyjemnie, to jeszcze naprawdę udało się pierwszemu odcinkowi zbudować „hype”, emocje wokół wyścigu. Jedyne co z technicznego punktu widzenia może trochę zakuć, to nasycenie barw (czasami sprawiają wrażenie wypłowiałych) oraz OST, który po pierwszym odcinku zbytnio nie zapadł mi w pamięć (za wyjątkiem jednego momentu, gdzie mogłabym przysiąc, że słyszałam śpiew Tatsuhisy Suzukiego w insert songu ;)). Prince of Stride to, jak już wspominałam, adaptacja gry otome, jednak póki co nie czuć od niej przesadnie shoujo-wibracji. Czy anime zdecyduje się skupić na sporcie, czy może dorzuci romans, okaże się w praniu – osobiście obstawiam opcję pierwszą i ewentualnie delikatne sugestie tu i tam. Póki co zaś zbudowało sympatyczne postacie, wplotło w ich przedstawienie sporo humoru, a całość okazała się tak fajna, że nie mogłam się przestać uśmiechać podczas seansu! Totalnie czekam na więcej i totalnie zagrałabym w otoge, gdybym miała taką możliwość. Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy – jaka kobieta nie lubi oglądać wysportowanych facetów? ;P

WSTĘPNA OCENA: -8

Musaigen no Phantom World - 01
TYTUŁ: Musaigen no Phantom World

OPINIA: Miałam takie przeczucia, że po świetnym Hibike! Euphonium nie ma co liczyć na kontynuację dobrej passy Kyoto Animation i się niestety nie pomyliłam. Seria ta poszła w totalnie pospolity magic-battle-school, dorzuciła fanservice (boob physics? really KyoAni? really?), standardowe postacie (Mai jest dość irytująca) z jeszcze bardziej standardowym, bezużytecznym MC, po czym oprawiła to w śliczną animację oraz piękne kolorki licząc, że ludzie to kupią. Co ciekawe, patrzę na komentarze na MALu i ludzie rzeczywiści to kupują ^^” Może nawet Phantom World nie jest taki zły, ale sęk w tym, że nie jest też dobry, jeśli oczekiwać czegoś, powiedzmy, w stylu Kyoukai no Kanata. Tamto przynajmniej było serią akcji, tutaj zaś bardziej dostajemy takie Chuunibyou, albo może Amagi Brilliant Park (też odpadłam na którymś odcinku), z dołożonym naukowym wyjaśnieniem, przez które mamy zaakceptować występowanie wszystkich paranormalnych akcentów w przedstawionej rzeczywistości. Zwyczajna szkolna komedyjka – albo was rozbawi, albo, tak jak w moim przypadku, po prostu znudzi. Z pozytywów: definitywnie podobał mi się pomysł „kształtowania świata wyobraźnią” oraz to jak go przedstawiono, czyli za pomocą pikselozy otoczenia, które przybierało powoli odpowiednie formy. Zdolność Haruhiko to też ciekawy element – wykorzystanie rysunków by pieczętować fantomy to miły akcent. Ogółem użycie talentu artystycznego jako broni jest mega fajne i szkoda, że idea ta nie pojawia się częściej. Gdyby tylko nie zmarnować połowy odcinka na oglądanie gry w limbo (aka przechodzenie pod zawieszoną na pewnej wysokości linką/tyczką)… Wydaje mi się, że moim głównym problemem z tym tytułem jest fakt, iż cały ten motyw „walki”, anime to pokazuje z bardzo beztroskiej strony, jako wymówkę na uatrakcyjnienie obyczajówki. Ostatnio zaś nadrobiłam jedną szkolną dramę, która mnie trochę rozczarowała i teraz nie mam nastroju na takie [trochę mniej]zwyczajne slice-of-life. Daję temu jeszcze jeden odcinek – jak pozostanie w podobnym stylu, to leci do dropped. Na brak wyboru w tym sezonie akurat nie ma co narzekać.

WSTĘPNA OCENA: 5+


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2016, Anime, Musaigen no Phantom World, Myriad Colors Phantom World, Pierwsze Wrażenie, Prince of Stride: Alternative, zima

Sezon zimowy ’15-16 – część 2

$
0
0

Norn9 - Norn+Nonet ship

Arslan dooglądany – muszę przyznać, że bawiłam się przy tym anime dużo lepiej niż się początkowo spodziewałam. Definitywnie czekam na drugi sezon ^^ Mogę też już spokojnie skupić się na nówkach, bo umysł nie będzie mnie rozpraszał, upominając się o wiedzę jak kończy się historia młodego księcia (odpowiedź: nijak, bo będzie jej więcej :P). Jak już jesteśmy przy innych tytułach: jeśli ktoś z was lubi normalne aktorskie s-f, to bardzo polecam sprawdzenie The Expanse – obejrzałam ostatnio wszystkie 5 dostępnych odcinków i muszę przyznać, że dawno nie widziałam tak solidnego serialu science-ficiotion.

Ale do tematu: dzisiaj na tapetę bierzemy Boku dake ga Inai Machi i Norn9: Norn + Nonette. Idąc wedle kolejności premier powinien to być wpis o innych seriach, no ale cóż, są priorytety, prawda? ;P


Boku Dake ga Inai Machi - 01
TYTUŁ: Boku dake ga Inai Machi

OPINIA: Bez dwóch zdań najmocniejszy pierwszy odcinek jaki widziałam już od dłuższego czasu (i tak, nie mam tu na myśli tylko tego sezonu). To jest jedno z tych anime, które sprawiają bardzo filmowe wrażenie – mają historię do opowiedzenia i widz od razu wie, że to jest ich głównym celem. Poznajemy postacie, powoli budujemy napięcie, wprowadzamy elementy tajemnicy, aż w końcu dochodzimy do kulminacyjnego punktu, który wywraca do góry nogami rzeczywistość naszego bohatera. Gdyby był to Hollywoodzki film z normalnymi aktorami, jestem w stanie się założyć, że cała moja rodzina obejrzałaby go z wielką przyjemnością. Boku dake ga Inai Machi nie czaruje od samego początku. Zaczynamy naprawdę wolno oglądając życie Satoru – nie da się go inaczej skomentować niż słowem „stagnacja”. Chłopak ma problem z realizacją swojego marzenia (bycie mangaką), bez większego zaangażowania pracuje w pizzerii i nie przepada za nawiązywaniem relacji międzyludzkich, ot po prostu egzystuje. Kroczek po kroczku jednak odkrywamy kolejne części tej układanki – jego paranormalną zdolność cofania się w czasie wykorzystywaną przez niego by zapobiegać tragicznym wydarzeniom, czy bolesną przeszłość w centrum której stoi mała dziewczynka i jej niepewny los. Zanim człowiek się obejrzy, pochłania wszystkie, nawet najmniejsze informacje, próbując jakoś złożyć to wszystko w całość. Definitywnie w pobudzeniu tego uczucia pomaga świetny soundtrack od Yuki Kajiury, rozbrzmiewający złowieszczymi melodiami wzbudzającymi stan niepokoju, przeświadczenie, że nikt nie jest bezpieczny i lada chwila może stać się coś złego. Grafika celuje w stonowane barwy oraz bardziej realistyczny obraz świata – nic nie jest przesadnie piękne, czy perfekcyjne, co dobrze wpasowuje się w klimat historii. Bez dwóch zdań ERASED, bo tak brzmi oficjalny angielski tytuł, to kandydat na Anime Sezonu świetnie zrobiony mystery/thriller, który bez dwóch zdań szykuje nam jeszcze sporo niespodzianek i mocnych wrażeń. Co zaś jest świetną wiadomością, choć manga się jeszcze nie skończyła, studio ogłosiło na dniach, iż zaadaptują całą opowieść tak, jak zaplanował to oryginalny autor. Nic tylko czekać na więcej! …tylko jak tu wytrzymać z zaledwie jednym odcinkiem na tydzień???

WSTĘPNA OCENA: 9

Norn9 - Norn+Nonet - 01
TYTUŁ: Norn9: Norn + Nonette

OPINIA: Ostatnimi czasy w świecie adaptacji gier otome zapanowała moda na serie z dreszczykiem, bardziej seksowne niż urocze, pokazujące pokusę tego co zakazane. Tymczasem Norn9 postawił na coś zupełnie innego, a wręcz o 180 stopni odmiennego. Anime to wydziela wręcz idylliczną atmosferę: oglądając je bardzo wyraźnie czuje się ten wszechogarniający spokój i naprawdę pochłania piękno przedstawionego świata. Wielka zasługa tkwi tu w bardzo ładnej grafice (szczególnie tłach) oraz niesamowitym soundtracku. Muzyka oczarowuje od pierwszych dźwięków delikatnymi melodiami, budującymi wręcz magiczny nastrój – wisienką na torcie jest zaś ballada, która leci na końcu odcinka. Coś cudownego! (do tego, żeby było ciekawiej, okazuje się, iż piosenka ta wykonywana jest w języku szwedzkim) Podobały mi się też inne fajne detale, jak np. fakt, że w niektórych scenach usta postaci dokładnie układały się w wypowiadane słowa, reżyseria paru momentów (spotkanie z Senrim „przez drzwi”, czy też upadek Koharu) albo animacja magii, która niby nie wygląda odkrywczo, ale te latające trójkąciki naprawdę pasują do klimatu, bo dodają taką nutkę s-f do całego settingu (jak coś się rozpada na „piksele”, to prędzej kojarzymy to z nauką niż z fantasy, prawda?). Ciężko pozbyć się wrażenia, że mimo limitowanych zasobów (i wrażeniu „taniości” tego wszystkiego), udało się tu twórcom stworzyć naprawdę coś ładnego. Niestety pod względem fabularnym nie jest już tak różowo, bo startujemy bardzo bardzo powoli. Póki co leciuteńko zarysowano postacie, ale nie wprowadzono jeszcze żadnego konfliktu (choć biorąc pod uwagę kilka hintów tu i tam wnioskuję, że np. Kakeru wcale nie jest takim złotym chłopcem jak go malują i coś może z tego wyniknąć). Ostatnia scena dopiero zapowiada jakieś problemy w utopii, plus ja się pytam: gdzie jest Sorata??? Ten mały, podróżujący w czasie chłopczyk jest ważny dla fabuły i mam nadzieję, iż komuś ambitnie nie przyszło do głowy się go pozbyć. Widząc opening jestem za to dobrej myśli w stosunku do innego elementu tej historii, czyli romansu. Bez dwóch zdań sugeruje on 3 shipy (pamiętajmy: w grze mieliśmy trzy protagonistki – każda ze swoją trójką kawalerów do wyboru), więc byłabym bardzo wdzięczna, gdyby faktycznie anime do nich doprowadziło – nierozwiązane wątki miłosne to zmora adaptacji otoge. W każdym razie, chcąc być obiektywnym, Norn9 póki co przesadnie nie poraża, ani nie wgniata w fotel. To jednak w jakiś specyficzny sposób czarujący tytuł, który ma potencjał być czymś więcej jeśli tylko dać mu szansę i właśnie to mam zamiar zrobić ^^

WSTĘPNA OCENA: 6+


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2016, Anime, Boku dake ga Inai Machi, ERASED, Norn9: Norn + Nonette, Pierwsze Wrażenie, zima

Sezon zimowy ’15-16 – część 3

$
0
0

Divine Gate orb

W tym sezonie front notki sponsorują ładne widoczki ;3 Czasami anime potrafią się postarać z ciekawymi ujęciami, które zazwyczaj mało co mówią, więc nie nadają się jako grafika mająca w jakiś sposób zaprezentować dany tytuł, ale z drugiej strony są interesujące z artystycznego punktu widzenia, więc szkoda byłoby je usunąć.

Tak swoją drogą rozwalił mi się trochę harmonogram publikowania wpisów jaki sobie wymyśliłam (jednego dnia ksiądz z kolędą zajmował czas, teraz znów się przeziębiłam i mózg wylewa mi się przez nos odmawiając współpracy – wiadomo, życie ;P), ale postaram się go doprowadzić do porządku. Cały czas mam w planach opisać jeszcze sporo serii, więc nie przekreślajcie jeszcze mojej kreatywności, tymczasem zaś odhaczmy z listy Divine Gate oraz Active Raid: Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei.


Divine Gate - 01
TYTUŁ: Divine Gate

OPINIA: Mamy w tym sezonie dwie serie z „Gate” w tytule i o ile nie martwię się o tą drugą (to w końcu sequel naprawdę przyjemnego anime), tak tutaj nie ma już różowo. Powiedziałabym wręcz, że jest posępnie szaro. Pierwszy odcinek można by określić jednym słowem: depresja. Z ręką na sercu, nie pamiętam kiedy ostatni raz oglądałam coś tak promieniującego uczuciem niezmierzonej beznadziei jak Divine Gate. I nie, nie mówię tu o poruszającym smutku, ponurej rozpaczy, czy ujmującej melancholii – takie uczucia są ważnymi elementami budującymi nastrój, klimat i psychikę postaci, tymczasem tutaj dostajemy bohatera, który pokazuje swoją emo naturę chodząc w deszczu bez parasola, wrzucając kostki lodu do zupki chińskiej „bo nigdy nie poznał smaku ciepłego posiłku”, albo recytującego jakąś dramatycznie brzmiącą poezję w stylu „woda potrafi wypełnić dziury w ulicy, jednak nigdy nie wypełni pustki w moim sercu”. Przepraszam bardzo, ale nie wiedziałam podczas oglądania czy to jeszcze kwalifikuje się na przewracanie oczami, czy może już powinnam zacząć parskać śmiechem. Absolutny niewypał pod tym względem – kiedy tworzy się serię z mroczniejszym settingiem, trzeba uważać żeby nie przegiąć, bo bardzo łatwo można wtedy wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Zamiast współczuć Aoto, raczej człowiek marzy o tym, by ktoś w końcu skrócił jego cierpienia… i to najlepiej tak permanentnie. Rzekoma głębia dialogów brzmi co najmniej pretensjonalnie, a info-dump na początku (każdy wariat który grozi ci śmiercią, najpierw przecież musi wyjaśnić ci całą mitologię świata zanim cię zabije) wyglądał nienaturalnie, wręcz na siłę wciśnięty w akcję. Oczywiście poznając pozostałych bohaterów (m.in. brata bliźniaka Natsu z FT) łatwo się domyślić, że będą oni próbowali wyciągnąć MC z depresji, w międzyczasie knując coś na swoją stronę (srebrnowłosy gość to kandydat na Gurena [OwaSera] tej serii), można to im jednak wybaczyć, bo dużo łatwiej ich polubić. Mała dygresja – naprawdę imiona muszą pochodzić od kolorów, które korespondują z barwą włosów? Największym pozytywem tego anime jest grafika. Nie wygląda „ładnie” per se, ale ten „metaliczny” połysk tworzy dość unikatowy klimat. Nie widzieliśmy też jeszcze akcji w akcji, że tak to ujmę – czekam na jakąś walkę, która przetestuje moce posiadane przez bohaterów, bo przecież Divine Gate to coś a la shounen, a nie filozoficzna rozprawa. Nie kryję, iż na razie czuję się trochę przytłoczona, nie porwało mnie z powodu za dużej ilości emo-dramy, ale obejrzę jeszcze z jeden odcinek, żeby zobaczyć w którą stronę chcą pójść z tą serią. Jeśli odbiją się od dna depresji, to jest jeszcze szansa dla tego anime, choć i tak nie liczyłabym na nic więcej niż kategoria „da się oglądać”.

WSTĘPNA OCENA: 5

Active Raid - 01
TYTUŁ: Active Raid: Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei

OPINIA: Aggghhhh tak zmarnowane takie fajne projekty postaci (bo naprawdę są ładne i unikalne)!! Prawdę mówiąc bałam się, iż może z tego nie wyjść nic fajnego, ale to… W skrócie: totalnie nie moja bajka. Misz-masz, chaos, zawrót głowy – tyle w tym było naciepane rzeczy, że człowiek się zwyczajnie gubi i nie wie na czym skupić uwagę. Ten stan zaś bardzo szybko prowadzi do frustracji oraz zwyczajnego olewania połowy dialogów („o, nie doczytałam tej linijki…. kij z tym, bohaterowie i tak będą gderać przez kolejne kilka minut”). Gdyby jeszcze były ciekawe, ale rozmowy w tym anime są zwyczajnie denerwujące. Główna bohaterka ma się za nie wiadomo kogo i choć często taki przerost ego wychodzi bardzo fajnie (ekstremalny przykład: Gilgamesh z Fate’a), nie odnosi się to do jej przypadku. Dostaliśmy małą cwaniarę, którą aż ma się ochotę potrząsnąć. Reszta ekipy policyjnej zbywa ją przy każdej okazji – można pomyśleć „super, należy jej się”, ale w rzeczywistości to też nas denerwuje, bo wzmaga poczucie, iż każdy robi co chce w tym anime. Nic nie trzyma się wyznaczonego toru, nie jest w żaden sposób zorganizowane – na litość boską, mówimy tu o policji! Niby w serii mającej zajawki komediowe lecz taki burdel w trakcie akcji bardziej mnie wkurzał niż bawił. Całość wywołuje wrażenie wrzucenia w środek serii – nie czuć, że oglądamy pilota, tylko raczej jakiś późniejszy odcinek, kiedy powinniśmy już być ze wszystkim zaznajomieni. Oprawa graficzna jest jednak całkiem niezła. Wspomniałam już o bardzo ładnym projekcie postaci, a warto też tu dorzucić przyjemne CG („ubieranie” w kostiumy, czy animacja ich poruszania się wygląda dość porządnie). Mam wrażenie, że twórcy chcieli zrobić z tego anime takiego lekkodusznego Psycho-Passa (młoda, idealistyczna i niedoświadczona dziewczyna trafia do oddziału „starych wyjadaczy”), koncept ten jednak nie przekonuje w takim wydaniu. Zabrakło wyrazistości jakiegokolwiek konfliktu, tak między postaciami, jak i w świecie, w którym żyją. Choć przegadano tyle minut, nadal nic nie wiem o Ósmej Jednostce, skąd biorą się problemy w ich mieście ani dlaczego Asami chciała się przenieść akurat do nich. Active Raid należy do gatunku mecha, ale tej nieszkodliwej odmiany – to narzędzia, a nie filozofia życia. Zaskakujący jest też fanservice skierowany do Pań (scena transformacji Takeru i Souichirou) – muszę przyznać, że się tego nie spodziewałam, bo anime to nie wygląda na serię, której targetem byłaby żeńska cześć widowni. Cokolwiek by tam jednak nie wrzucili, nie zmienia to mojego znudzenia podczas oglądania. Definitywnie odpadam, plus jestem zdziwiona jakim cudem seria ta dostała split-cour.

WSTĘPNA OCENA: 4

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2016, Active Raid: Kidou Kyoushuushitsu Dai Hakkei, Anime, Divine Gate, Pierwsze Wrażenie, zima

Sezon zimowy ’15-16 – część 4

$
0
0

Hai to Gensou no Grimgar waterfall

No to jedziemy dalej, bo jeszcze sporo serii do sprawdzenia przed nami, a się strasznie z tym ślimaczę w tym sezonie! …gdyby tylko rewatch Stargate mnie tak nie rozpraszał, pewnie szło by mi szybciej, ale co poradzić – odżyła mi miłość do ukochanego serialu, wiecie jak to jest. Z niektórych rzeczy mimo upływu lat człowiek się nie wyleczy, szczególnie jak się na czymś wychował (jak to było w przypadku moim i SG1) :) Swoją drogą to tylko podkreśla dlaczego tak bardzo lubię historie o światach różnych od naszego: takimi też dwoma opowieściami zajmiemy się dzisiaj – zerknijmy na drugi sezon Akagami no Shirayuki-hime oraz Hai to Gensou no Grimgar.


Akagami no Shirayukihime - 13
TYTUŁ: Akagami no Shirayuki-hime 2nd Season

OPINIA: Od samego początku było wiadomo, że AnSh rozplanowano na split-cour, więc nie dziwi fakt, iż pierwszy odcinek „drugiego sezonu” tak naprawdę bardziej wygląda na ep ze środka serii, niż coś co można nazwać jakimkolwiek „początkiem”. Rozpoczynamy niedługo po zakończeniu wątku w poprzedniej odsłonie tytułu: Zen i Shirayuki doszli uporządkowali swoje uczucia, teraz zaś muszą zacząć myśleć „co dalej”. Odcinek najpierw serwuje przegląd bohaterów, a więc w dość luźnych sytuacjach obserwujemy co aktualnie porabiają, zaś gdy zostanie nam to już przybliżone, w końcu zaczynamy „fabułę właściwą” tego sezonu: pojawiają się starzy znajomi, brat Zena coś kombinuje, a Shirayuki znów jest na celowniku jakichś podejrzanych typków – szykuje się wątek rozgrywający na kilku frontach jednocześnie. Widać jednak zmiany w tym wszystkim w stosunku do pierwszego sezonu, przede wszystkim zaś w bohaterach. Są one dość delikatne, ale definitywnie poprzez związki, które się między nimi zrodziły, łatwo dostrzec character development: miłość Zena sprawia, że chłopak ciężej pracuje oraz ma więcej pewności siebie by walczyć o swoje zdanie, lojalność księcia i Shirayuki względem Obiego motywuje tego wolnego ducha do szukania swojego miejsca u ich boku, Mitsuhire i Kiki akceptują wybór swojego Pana i nie tyle chcą go teraz chronić, co być także wsparciem, które pomoże mu zdobyć to co chce. Jeśli chodzi o muzykę, to znów przygrywają nam disneyowskie utwory bardzo dobrze pasujące do klimatu serii, opening jednak moim zdaniem okazał się słabszy od tego z pierwszego sezonu. To samo też gryzie mnie pod względem graficznym – tła oraz kolory są przyjemne tak jak ostatnio, tymczasem gorzej wypadają postacie. O ile jeszcze jest ok, gdy na ujęciu mamy pojedynczą osobę, tak kiedy kard obejmuje już więcej bohaterów, ich twarze są często mocno zniekształcone. To nie jest jakość, której spodziewałabym się po Bones, a szczególnie już w inauguracyjnym odcinku serii. Co jak co, ale pierwsze wrażenie się bardzo liczy, nawet mając na koncie świetny sezon poprzedzający. W gruncie rzeczy czepiam się jednak niedociągnięć, a robię to głównie dlatego, że Akagami no Shirayuki-hime powoli staje się synonimem solidnego shoujo anime, a więc i poprzeczka zawieszona jest dla niego ciut wyżej niż zwykle. Nie zmienia to jednak faktu, iż spędziłam bardzo miło czas oglądając kontynuację przygód naszej energicznej farmaceutki, a że czytam mangę, już zacieram rączki na wydarzenia, które ciągle są przed nami!

WSTĘPNA OCENA: 8

Hai to Gensou no Grimgar - 01
TYTUŁ: Hai to Gensou no Grimgar

OPINIA: Mój Boże te tła!! Zanim zacznę komentować całą resztę, muszę to powiedzieć: tak piękne tła to czysty eyegasm. Absolutny i bezdyskusyjny. Grafika w tej serii jest tak nietypowa, a przez to tak urokliwa, że nie mogłam się na nią napatrzyć. Zamiast standardów, postawiono na coś wyglądającego na namalowane akwarelą: z lekkim rozmyciem krawędzi, tu i tam niedokładnymi pociągnięciami pędzla oraz jasnymi, jakby lekko rozwodnionymi barwami. Dzięki tym zabiegom świat naprawdę sprawia wrażenie rodem wyciągniętego z książki fantasy, albo gry RPG. Postacie za to mają dużo dokładniejszy, bardziej wyrazisty projekt, który wyróżnia je z tła. Niestety zachwyty nad wizualną stroną tego anime nie potrafią przesłonić pozostałych wrażeń z oglądania, będących już niestety mniej pozytywnymi odczuciami. Z żalem stwierdzam, że pierwszy odcinek Grimgara był zwyczajnie nudny. Wprowadzenie do historii jest mega wolne, a całość dość… mdła. Ot, grupka nijakich bohaterów (z amnezją) zostaje przeniesiona do innego świata, poznają rządzące nim zasady, po czym postanawiają się „podlevelować”, żeby jakoś przeżyć. Odcinek mija na oglądaniu jak dostają w tyłek od zwykłego goblina (choć ta część akurat jest ok, bo żaden z do tej pory wypuszczonych tytułów w stylu „przeniesiony do świata gry” nie pokazywał tego wczesnego stanu przygody, kiedy Twój avatar jest słabą dziadygą), jedzą, podróżują, znów jedzą, stwierdzają, że nie pokonają tej grupki mobów, na którą się natknęli i… tak się ep kończy. Lekko mówiąc, aż miałam ochotę zapytać „…to wszystko?”. Pilot jest tak zrobiony, iż nic w sumie nie zachęca nas do dalszego oglądania, bo tak po prawdzie spędziłam te 25 minut właśnie na niczym. Nic mnie nie rozbawiło, nic nie zainteresowało, nic nie wciągnęło. Ładnie się na to patrzyło, ale to trochę za mało, żeby zrobić furorę. Muszę też dodać, że choć jestem fanką Hosoyana, nie do końca pasuje mi jako flegmatyczny MC Grimgara. Do tego trudno wyczuć co ma być osią tej serii. Tajemnicza amnezja? Wątki dojrzewania i zdobywania doświadczenia w nowym świecie? Relacje między postaciami? Z każdego z nich dałoby się coś wysupłać (plus jest w tym potencjał), ale jak do tej pory seans wzbudza tylko irytację przez niewykorzystany potencjał. Szczególnie jest to widoczne w dialogach – przecierałam oczy ze zdumieniem, kiedy widziałam jak jedna z dziewczyn się rozpłakała, bo uważa, że jest gruba (już pomijam obrażającego ją wcześniej, denerwującego „kolegę z grupy”). Eeeeeee… laska, jakby masz amnezję i wylądowałaś w rzeczywistości, w której bardzo łatwo możesz zginąć na tysiąc różnych, zapewne bolesnych sposobów… nie wydaje Ci się, że masz ważniejsze problemy? Niby seria chce pójść w realistyczne podejście do tematu, nie ma efektu „wow, mogę być bohaterem, świat fantasy rządzi, hip hip hurra I’m going on an adventure Bilbo style~~!”, gdyż zastąpiony jest ogólnym zamieszaniem, wątpliwościami czy niepewnością odnośnie przyszłości, a z drugiej strony wplata w to durne akcenty jak bezsensowne dialogi albo fanservice. Dziwiła mnie też ta obojętność na nową sytuację okazywana przez postacie w czasie teraźniejszym. Statyczność, stagnacja, nuuuuda! To nie jest coś co oczekuję od przygodówki w klimatach magii i miecza.

WSTĘPNA OCENA: -6

Cheers~! :*


Kategoria: Anime, Pierwsze Wrażenie Tagged: 2016, Akagami no Shirayuki Hime, Akagami no Shirayuki-hime 2nd Season, Anime, Grimgar of Fantasy and Ash, Hai to Gensou no Grimgar, Pierwsze Wrażenie, Snow White with the Red Hair, zima
Viewing all 159 articles
Browse latest View live